Sobota
- Dzień dobry śpiochu! – Majka z uśmiechem na twarzy wpadła
do pokoju przyjaciółki.
- Co znowu...? Przecież masz wolne… - Wymruczała na pół
przytomna szatynka i wtuliła twarz w poduszkę.
- Ale mam dzisiaj szkolenie… I jestem baaaardzooo głodna.
Liczę na to, że ktoś zrobi mi porządne śniadanie! – Przeciągnęła się.
- A co ja catering jestem? – Fuchnęła szatynka.
- No Ninaaaa… Ja chcę jajecznicę! – Rzuciła płaczliwie
niebieskooka.
- Jesteś gorsza niż dziecko! – Zawołała Nina i ociężale podniosła
się z łóżka.
Salon fryzjerski
- To ja już lecę! –
Krzyknęła już dzisiaj chyba po raz setny szatynka i ruszyła w kierunku schodów.
Wyszła a ulicę. Pogoda była jak ze snów. Delikatne promienie słońca muskały jej
policzki, a wiatr rozwiewał idealnie ułożone włosy. – Jestem! – Oznajmiła
pracownikom o swoim przybyciu i rzuciła torebkę na biurko. – Kogo dzisiaj mamy?
– Spytała oglądając się na Stempla.
- Tylko trzy klientki. Ale to jakie! Wszystkie trzy to
przyszłe panny młode. – Powiedział z podziwem.
- Czyli koczki, loczki, warkoczyki i inne takie… - Dodała
pesymistycznie szefowa.
- Na to wygląda. – Rozłożył bezradnie ręce.
- Oj Stempel! Czeka nas dzisiaj trudny dzień. – Dodała z
rezygnacją i usiadła na obrotowym fotelu.
FOLK DESIGN
Majka w nienajlepszym humorze wchodziła do biurowca.
Nienawidziła pracować w soboty, a co dopiero się uczyć.
- O cześć. Ty też dzisiaj? – Spytała Łukasza, gdy tylko go
ujrzała.
- Ja też. – Odpowiedział z niechęcią.
- Wygląda na to, że nasze działy są na siebie skazane. – Dodała
z lekkim uśmiechem, obserwując pojawiających się pracownik.
- Pan prezes zaprasza. – Oznajmiła wysoka blondynka
otwierając drzwi od sali konferencyjnej. Wszyscy z niezbyt zadowolonymi minami
ruszyli w ich kierunku.
- Nareszcie chwila przerwy. – Westchnął zadowolony dyrektor
Mazur wychodząc z pomieszczenia. – Majka? Wszystko w porządku? Nie wyglądasz za
dobrze. – Powiedział z troską. Ta starała się coś odpowiedzieć, ale w jednym
momencie poczuła mdłości i biegiem ruszyła w kierunku toalety. Zdyszana oparła
się o zimną ścianę i opłukała twarz wodą.
- Majka przecież nie będziesz teraz rzygać. – Powiedziała do
swojego odbicia w lustrze. Wdech. Wydech. Po chwili poczuła jak jej żołądek
wraca na swoje miejsce. Chwyciła torebkę i wyszła na korytarz. Musiała się spieszyć.
Nie zostało jej dużo czasu, a spóźnienie w takim momencie, nie mogła sobie na
nie pozwolić.
Salon fryzjerski
- Ale nudy… - Jęknęła szatynka i zaczęła bazgrać po jednej
ze stron notesu. Jak na złość miała dzisiaj tyle energii, a tam mało klientów.
O dziwo. Trzy młode dziewczyny nie były zbyt wybredne i zadawalały się lekko
podpiętymi lokami, czy starannie zaplecionymi warkoczami. Przez co po południu
mieli już solidne luzy. – Spodziewamy się kogoś jeszcze? – Zadała pytanie
jednej z pracownic.
- Chyba nie… - Odpowiedziała leniwie Oktawia. Jej też
udzielała się ta upalna pogoda.
- Stempel wychodzę! Ty tu rządzisz! – Zawołała wychodząc z
salonu. Chwilę później stała już pod drzwiami od mieszkanie Andrzeja. Zapukała
kilka razy, po chwili ktoś otworzył jej drzwi.
- Gratuluję! Przegrałeś piwo… - Odezwała się oschle wchodząc
do salonu.
- Mogę wiedzieć, o co chodzi? – Spytał zaspany Wrona, widać
odsypiał ostatnie mecze.
- Pomyśl… - Dodała groźnie szatynka.
- O piwo założyłem się z kilkoma osobami… Z tobą też?
Przyszłaś odebrać nagrodę? – Nadal intensywnie myślał.
- Piwo należy się Wojtkowi. Zostawił mnie. – Powiedziała
spokojnie. – Ponoć, w zamian za puszkę tego głupiego alkoholu, kazałeś mnie
odbić Karolowi. – Dodała z niewinnym tonem głosu. Andrzej momentalnie zbladł.
- Nina… Ja nie chciałem… Byliśmy po kilku głębszych… To było
dla żartów… Naprawdę! – Zaczął się tłumaczyć. – Skąd mogłem wiedzieć, że ten
idiota. Przepraszam.
- Nic się nie stało. – Wstała z krzesła i podeszła bliżej. –
Od początku wiedziałam, że to nie twoja wina… - Uśmiechnęła się lekko, aby
dodać mu otuchy. – Nie przejmuj się. Widocznie oboje skazani jesteśmy na jeden
los. – Prychnęła i ruszyła w kierunku drzwi.
- Jaki los? – Wronka starał się wychwycić sens z jej słów.
- Niezależnego singla. – Na jej twarzy wykwitł uśmiech.
Pomachała w stronę brązowookiego i wyszła na korytarz. – Najwyższy czas wracać.
– Powiedziała sama do siebie.
Szpital
- Niestety maluszek dostał silnej żółtaczki, musimy go
przenieść do inkubatora. – Oznajmiła pani doktor. Obok siedział Karol i trzymał
za rękę roztrzęsioną Olę. – Proszę się nie martwić. Dobrze się nim zajmiemy. –
Odpowiedziała starsza kobieta z lekkim uśmiechem. Chwilę później zmarszczyła
brwi i zaczęła nerwowo przerzucać kolejne kartki.
- Co..? Co się dzieje? – Zaczęła nerwowo Olka.
- Dziwne… - Wybąkała pod nosem lekarka.
- Co tak panią dziwi?! Co z moim dzieckiem?! – Zaczęła
panikować blondynka.
- Dziecko ma inną grupę krwi. Jeśli mam dobre dane, to nie
jest ona podobna ani do grupy matki, ani ojca… Co może oznaczać… - Zaczęła.
- Że to nie moje dziecko! – Wybuchnął Kłos i nerwowo
odskoczył od łóżka. – Od początku wiedziałem! To był twój wymysł! – Ciskał
piorunami.
- Wyrzekasz się własnego dziecka!? Co z ciebie za ojciec!?
To na pewno pomyłka! Oni muszą się mylić! – Z nerwów trzęsła się coraz
bardziej.
- Proszę nie panikować. Mogę mieć błędne dane, zaraz zlecę
ich sprawdzenie. Ale jeśli chce pan mieć pewność, ma pan pełne prawo do
wykonania testu na ojcostwo. – Oznajmiła szorstko pani doktor.
- Niech będzie ten test! – Dodał wściekły Karol i wyszedł
trzaskając drzwiami.
Ulica 1 Maja
Zdenerwowana Majka uważnie czytała swój kalendarzyk. Na nowo
odliczała dni i z chwili, na chwilę coraz bardziej się denerwowała.
- Tylko spokojnie to normalne… Okres może spóźnić się o dwa
tygodnie… Prawda? – Mówiła sama do siebie. Wyjęła z torebki test ciążowy i
ruszyła w kierunku łazienki. Czuła się naprawdę okropnie, kiedy czekała na jego
wyniki. Bała się, naprawdę się bała, jak nigdy wcześniej. Dziecko byłoby
najgorszą opcją w tym momencie. Nie czas na nie. Teraz liczyła się kariera.
Wiedziała, że nie nadaje się na matkę. Zamarła na moment. Minęło dziesięć
minut. Nie chciała podnosić wzroku. Głowa była nadzwyczaj ciężka. Mimowolnie
zerknęła na parapet. Serce zabiło jej szybciej. Dwie kreski, oznaczały wyrok.
To był koniec. Zalana łzami cisnęła go do kosza i na trzęsących się nogach
ruszyła w kierunku swojego pokoju.
Niedziela
- Masz dzisiaj czas? – Usłyszał w słuchawce niewyraźny głos
przyjaciela Winiarski.
- Pewnie. – Odpowiedział nie wiedząc, o co chodzi.
- Muszę z kimś pogadać… - Ciągnął żałośnie Kłos.
- Jasne wpadaj. – Dodał pośpiesznie i rozłączył się. Zrzucił
starą bluzę z krzesła i wyprostował zagięty dywan. – I po porządkach. –
Uśmiechnął się zadowolony. Usłyszał dzwonek. W drzwiach stał Karol z alkoholem
w rękach. – Trzy butelki na dwóch? – Oznajmił zdziwiony.
- Witamy w Polsce! – Zawołał Wąski i uśmiechnął się na
moment. Widać było, że jest czymś solidnie zmartwiony.
- Widzę, że to jakaś grubsza sprawa. – Powiedział przynosząc
dwa kieliszki z kuchni.
- Nie uwierzysz… - Blondyn padł na kanapę i odkręcił jedną z
butelek. – To nie moje dziecko… W sensie jest podejrzenie, ale to oczywiste…
- Jak to nie twoje! – Oburzył się Michał.
- Normalnie. Ma inną grupę krwi niż ja i Olka. – Pokręcił
głową i wlał całą zawartość do ust.
- Ale bagno… - Zawahał się na chwilę niebieskooki i znów
sięgnął po butelkę. – Ale z drugiej strony, może to i dobrze.
- Ale już się do niego przyzwyczaiłem… Myślałem, że jest
mój… - Dodał płaczliwie Karol.
- Ty mi się tu nie rozklejaj… Może, jeszcze po jednym? –
Zmienił szybko temat Michał i podsunął w stronę przyjaciela kieliszek. Nie
spotkał się z odmową. – Może wrócisz do Niny? – Zapytał, kiedy udało im się
opróżnić całą butelkę.
- Może… - Zamyślił się Wąski. Z każdym łykiem zimnego trunku
atmosfera stawała się coraz lżejsza. W końcu panowie kompletnie zapomnieli o
dziecku i wszystkimi związanymi z nim problemami. Teraz uśmiechy nie znikały im
z twarzy, a głównym tematem stały się samochody i głupie żarty.
- Ej… Karol! – Wydukał podpity Winiarski.
- Co? – Spytał drugi chwiejąc się na krześle.
- Jak się nazywa mucha bez ucha. – Zaczął brunet.
- Oj! Widzę, że powraca Winiar żartowniś! Wypijmy za to! –
Oznajmił Kłos i wzniósł kieliszek.
- Zgadzam się z tym w stu procentach. – Uśmiechnął się jego
rozmówca.
- To, co z tym komarem… O! Muchą! Jak się nazywa ta mucha
bez ucha? – Spytał się zielonooki i zaczął się śmiać sam do siebie.
- Mmm! – Walnął Michał i gruchnął głośnym rechotem.
- Głodny jestem… - Stwierdził Karol.
- Ja też. – Dodał jego przyjaciel i zaczął intensywnie
myśleć.
- Zamówmy pizze! – Krzyknął szczęśliwy Wąski i zaczął szukać
swojego telefonu.
- Za pizze będzie trzeba zapłacić. Mam lepszy pomysł! –
Oznajmił Michał i chwycił za komórkę.
Odszukał numer i wcisnął zieloną słuchawkę.
- Halo..? – Usłyszał zaspany głos.
- Nina… - Powiedział, ale język zaczął mu się plątać.
- Czy ciebie powaliło! Jest środek nocy! Ja idę jutro do
pracy! I nie muszę słyszeć reszty słów! Wiem, że jesteś nawalony w trzy dupy!
Molestuj Majkę tymi swoimi telefonami! – Wołała oburzona.
- Ale Majka… Ona nie jest mi teraz potrzebna… - Mówił w
żółwim tempie.
- Czego chcesz? – Dodała z rezygnacją.
- Siedzimy tu sobie z Karolkiem i doszliśmy do wniosku, że
przydałby nam się ktoś, kto zrobi nam kanapki… - Uśmiechnął się do przyjaciela.
- A co ja catering jestem!? – Szatynka była wściekła,
nienawidziła, kiedy ktoś ją budził.
- No Nina! – Jęknęli oboje. – No my cię tak ładnie prosimy…
- Zaczął Michał.
- Jeśli umrzemy z głodu to twoja wina. – Marudził w tle
Kłos.
- Nie daj się prosić…
- Idioci! Debile! Świry! – Zaczęła sypać wyzwiskami panna
Tul.
- Skończyłaś już..? –Śmiał się sam do siebie Misiek.
- Ugh! Zaraz będę! Ale nie ręczę za siebie… – Dodała z
rezygnacją i rozłączyła się.
- Nina wychodzisz? – Spytała Majka widząc swoją przyjaciółkę
w salonie. Nie spała. Nie mogła. Zbyt dużo wydarzyło się w jej życiu. Musiała
wszystko przemyśleć i ułożyć jakiś plan działania.
- Tak… Świat mnie potrzebuje! – Krzyknęła i wyparowała z
mieszkania. Blondynka odetchnęła z ulgą. Chwyciła laptop, który leżał na jej
kolanach. Z trzęsącymi się rękoma wpisywała hasło w przeglądarce internetowej.
„Klinika aborcyjna – Berlin” – to brzmiało racjonalnie i bezpiecznie.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Z odrazą spojrzała na swój brzuch, w którym
już rozwijało się maleństwo. Z determinacją zaczęła spisywać, wszystkie
potrzebne jej numery telefonów, adres. Podjęła decyzje, usunie ciążę i nikt o
niczym się nie dowie. Uśmiechnęła się lekko. W końcu widziała jakieś światełko
w tunelu.
Piętnaście minut później ktoś zaczął solidnie
dobijać się do drzwi mieszkania.
- Już idę! – Zawołał Michał chwiejąc się i dopiero po chwili
dotarł do korytarza. Z trudem przekręcił zamek i wpuścił dziewczynę. Potem z powrotem
ruszył do salonu.
- Oho! Widzę, że samolot kołuje nad lotniskiem! –
Powiedziała Nina widząc jego chód.
- Nie samolot, ale ciężarówka! – Zawołał roześmiany Karol,
leżąc na kanapie.
- Ty debilu! Każdy głupi wie, że ciężarówki nie latają! –
Zaczął jak małe dziecko niebieskooki. – Są za ciężkie. Ale taka osobówka… Ta to
dopiero śmiga w powietrzu. – Tłumaczył sam sobie. Szatynka tylko popukała się
po czole i wkroczyła do jadalni.
- Wychlaliście całe trzy butelki! – Oburzyła się.
- Tylko trzy… Ale monopolowy nam zamknęli… - Odpowiedział
jej brunet i obaj z Kłosem buchnęli głośnym śmiechem.
- Kiedyś ich zatłukę… - Mówiła przez zęby. – Czego wam
potrzeba? – Spytała ze sztucznym uśmiechem.
- Jeść… - Wysapali.
- Ja nie mogę… Jeszcze gorzej niź zombie… Tylko tamte się
lepiej ruszają. – Skomentowała i otworzyła lodówkę. Wyciągnęła wszystko, co
było jej potrzebne i przygotowała dwa talerze kanapek, wiedząc z doświadczenia,
że takie dwumetrowce pochłaniają naprawdę dużo. – No dzieciaczki! Zjeść kolację
i spać! – Zawołała wracając do salonu. Położyła kanapki na stoliku. Obaj
panowie, niczym głodne zwierzęta, rzucili się na jedzenie. Sama weszła do
kuchni i przygotowała sobie mocną kawę. Kiedy skończyła ją pić, usłyszała
krzyki.
- Co jest!? – Zawołała. Nic.
- Nina!!! – Darł się Winiarski.
- Czego!? – Krzyknęła wściekła i stanęła na środku salonu.
- Mogę dzisiaj z tobą spać? –Spytał Misiek, patrząc na
kwiatek stojący obok.
- Tutaj jestem… - Pomachała ręką. Nieobecny wzrok
niebieskookiego i tak jej nie namierzył.
- Nie! Ja z nią śpię! – Otrząsnął się Wąski.
- Mam pomysł! Skoro tak potrzebujecie towarzystwa to śpijcie
razem! – Oznajmiła zgryźliwie. – Wodę z cytryną macie w dzbanku w kuchni.
Będzie dobra na kaca jak mniemam. Ja lecę! Postarajcie się nie rozwalić mieszkania!
– Krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Poniedziałek
- O boże chyba umrę… - Nina niczym wampir wywlekła się z
łóżka. W domu była dopiero po 1:00 w nocy, a pobudka wczesnym rankiem wcale nie
była jej w grę. Weszła do kuchni, tam czekała już na nią świeżo zaparzona kawa.
Obok leżała żółta karteczka z napisem „Musiałam wyjść wcześniej! J”. Dziewczyna
westchnęła, założyła biały t-shirt i czarne szorty, włosy upięła w kucyk,
chwyciła torbę i wyszła z mieszkania. Kiedy wkroczyła do salonu, o mało nie
przewróciła się o jeden z foteli, kiedy zobaczyła Stempla. – Gdzie ty się tak
odwaliłeś? – Spytała z podziwem.
- Idę na randkę? – Odpowiedział z uśmiechem pracownik.
- Z Monią? – Drążyła temat szatynka.
- Nieee… - Speszył się lekko. – Z Eweliną. Z tamtą nam nie wyszło…
- Wybacz… Nie wiedziałam… - Powiedziała przepraszająco.
- Nie o to chodzi… Może dałabyś mi parę rad… W sensie… Coś w
typie randkowania… - Jąkał się fryzjer.
- Stempel! Prosisz o radę ofiarę tych wszystkich romansów!
Wątpię, że mogę ci w czymś pomóc… - Dodała śmiejąc się sama do siebie. Ale
kiedy zobaczyła jego błagalny wzrok, włączyła mózg i zaczęła myśleć. – Ok…
Więc… Po pierwsze, zachowuj się. Zawsze patrz dziewczynie w oczy i… Yyy… Co
najważniejsze! Nie jedz cebuli przed randkami. Nie chodź w dziurawych
skarpetkach, bo a nóż, widelec zaprosi cię do mieszkania a tu upsss… Yyy…
Zachowuj się luźno i swobodnie. Koniecznie zabierz ją do restauracji, bo głodna
dziewczyna, to zła dziewczyna! I nie na jakieś duperele, tylko do M’c tam się
co najmniej najesz… - Mówiła z całym przekonaniem.
- Dzięki! Na pewno mi to w czymś pomoże. – Oznajmił jej
Stempel i zaczął nerwowo przedeptać nogami.
- Tak możesz iść do domu przebrać skarpetki. – Dodała
zielonooka z uśmiechem.
- Dzięki! – Odsapnął z ulgą i wybiegł z zakładu.
FOLK DESIGN
- Majka zjemy razem lunch? Musisz coś wiedzieć. – Usłyszała
w słuchawce głos Karola.
- Pewnie! O 13:00, tam gdzie zawsze. – Uśmiechnęła się
lekko.
- Pani dyrektor… - Przed nią stała Kaśka ze stertą papierów
w rękach.
- Tak, tak… Już! To na razie! – Zawołała i rzuciła komórkę
na biurko.
- Cześć! – Krzyknęła z uśmiechem i cmoknęła Kłosa w
policzek.
- Hej! – Odpowiedział.
- O czym powinnam wiedzieć? – Spytała jedząc ulubioną
sałatkę.
- Michał ci nie powiedział? – Spojrzał na nią. – Czekam na
wyniki testu na ojcostwo.
- Jak to wyniki?! – Zakrztusiła się sokiem.
- Mały ma inną grupę krwi. To logiczne i kwestia czasu. –
Pokręcił głową i zjadł kolejną frytkę.
- Czyli ty i Nina… Jeszcze możecie… - Zaczęła blondynka.
- Raczej w to wątpię. – Powiedział z rezygnacją.
- Jak to!? Już ci na niej nie zależy! – Oburzyła się
dyrektorka.
- Chciałbym tego jak niczego innego żeby znowu ze mną była,
ale nie okłamujmy się… Już nie wróci. Pogodziłem się z tym. – Spuścił głowę.
Majka złapała go za podbródek i zmusiła by spojrzał jej w oczy.
- Uwierz mi… Ona tęskni za tobą jak nikt inny. – Mówiła z
pełną mocą.
- To kłamstwo. – Zaprzeczył.
- Inaczej, po co by jej była twoja koszulka zwinięta pod
poduszką. Przez pierwszy tydzień. Od powrotu z Lubina w ogóle się z nią nie
rozstawała. Myśli, że tego nie widzę, ale ja swoje wiem. – Dodała z uśmiechem i
obserwowała jak oczy siatkarza odzyskują swój dawny blask.
- Dziękuję. – Był jej naprawdę wdzięczny.
- Jak tylko dostaniesz wyniki, działaj. A teraz lecę.
Przerwa mi się kończy. – Gwałtownie wstała od stołu i poczuła jak zaczyna
kręcić jej się w głowie. Nogi zrobiły jej się jak z waty. W pewnym momencie
ktoś chwycił jej dłoń i uchronił ją przed upadkiem.
- Majka… Wszystko w porządku. – Usłyszała. Stała, a raczej
wisiała oparta o Karola.
- Tak… Po prostu się przepracowuje… - Wybełkotała.
- Jak to przepracowuje? Dopiero wróciłaś po weekendzie!? –
Upierał się przy swoim.
- Daj spokój! Przecież nie jestem na nic chora. – Broniła
się niebieskooka.
- Nie… Ale, może… Jesteś w ciąży! Olce często zdarzało się
mdleć. – Stworzył nową tezę Wąski.
- Nie wymyślaj! To jakieś kłamstwo! Ja w ciąży!? Nigdy! –
Wybuchnęła Majka. Ugodził ją w czuły punkt i mógł domyślić się prawdy. – Muszę
iść! Cześć!
- Ok… Spokojnie… Ta tylko powiedziałem… Nie wściekaj się… -
Usłyszała z sobą głos Kłosa.
Ulica 1 Maja
Znudzona Nina z
hukiem otworzyła drzwi od mieszkania. Miała dosyć tych upałów. Klientów brak, a
dzień ciągnie się jak flaki z olejem. Przetarła ręką po spoconej twarzy. Tak
jak myślała, makijaż schodził z niej warstwami. Wpadła do łazienki i wyciągnęła
ostatni wacik z szuflady. Z precyzją kosmetyczki pozbyła się resztki make up-u
i niedbale wrzuciła go do kosza. Nie trafiła, był pełen. Pokręciła z rezygnacją
głową i chwyciła plastikowy pojemnik. Nagle coś z trzaskiem upadło na podłogę,
odwróciła się od niechcenia, sądząc, że to jakieś pudełko po kosmetykach.
Zamurowało ją. – Co jest..? – Wymruczała. To wyglądało zupełnie jak test
ciążowy. Szybko przekalkulowała w głowie, czy nie robiła nic głupiego po
pijaku, ostatnimi czasy. Jak na złość, stwierdziła brak takich akcji, a test
okazał się pozytywny. Uśmiechnęła się sądząc, że to jakiś głupi żart, kiedy
przeżyła olśnienie. Skoro ten test nie należy do niej… To do Majki. Zagryzła
wargę i wrzuciła go do kosmetyczki. Ruszyła w stronę kuchni, jak co dzień,
musiała przygotować obiad.
- Jestem! –
Zawołała Majka, kiedy wróciła z pracy.
- Cześć! Spiesz się! Jedzenie gotowe! – Oznajmiła ze
sztucznym uśmiechem Nina.
- Ale jestem głodna… - Blondynka teatralnie złapała się za
brzuch.
- Że aż mogła byś jeść za dwóch, co? – Rzuciła sarkazmem
Nina i nałożyła porcję na talerz przyjaciółki.
- Nagle stałaś się wegetarianką? – Spytała jej
współlokatorka widząc olbrzymią ilość warzyw na talerzu.
- Wiesz… To sałatka z kurczakiem… - Zaczęła swój wywód
szatynka. Oparła dłonie o stół i zaczęła intensywnie wpatrywać się w twarz
przyjaciółki. – Brokuł, z witaminą A, na zdrową skórę i wzrok. Marchewka, z
witaminą C, na lepszą odporność. Fasola, z dużą ilością żelaza… - Cwaniacko
zagryzła wargę, widziała jak Majka coraz bardziej się spina. – Żeby było
wszystko w porządku z krwią… Hmmm… Może dodam do tego jeszcze Danonki, żeby
mały Winiarski miał, z czego rosnąć! Czemu mi nie powiedziałaś!? Myślisz, że
jestem głupia!? – Wybuchnęła. W tym momencie z rąk niebieskookiej wypadł
widelec i z trzaskiem upadł na podłogę. Do jej oczu napłynęły łzy. Wiedziała,
że znów okłamała osobę, której dawniej zdradzała wszystkie sekrety. Czuła się
jak prawdziwy winowajca.
- Nikt się o tym nie może dowiedzieć… - Wyszeptała.
- A czemu nie!? Dziewczyno! Będziesz matką! Michał się
ucieszy… A ja będę ciotką! Ciocia Nina! Jak to brzmi… - Szczebiotała szczęśliwa
fryzjerka.
- Nie będzie żadnego ciotkowania… - Ciągnęła ponuro.
- Jak to nie będzie!? Teraz jest już za późno! Nie martw
się! Pomogę ci! Przecież nie zostaniesz z tym wszystkim sama… - Ekscytowała się
szatynka. – Jak go nazwiemy? Albo ją… Ummm…
- Usuwam ciążę… - Powiedziała to z całym przekonaniem. Ninę
zamurowało.
- Czy ty do reszty zbaraniałaś!? Usunąć!? Nie wiesz, jaką
krzywdę robisz sobie!? Wszystkim! Dziecku! – Rzucała się w obronie maluszka.
- To tylko kilka komórek. Nie dramatyzuj. To już ostateczna
decyzja. – Powiedziała Majka i ruszyła w kierunku swojego pokoju.
Współlokatorka miała ochotę rzucić w nią talerzem, może w tedy by zmądrzała.
Dokończyła zmywanie i wygodnie ułożyła się na kanapie. Teraz to ona musiała
wymyślić plan działania. Znaleźć świadków. Przecież Majka w każdej chwili może
się wszystkiego wyprzeć i zrobić z niej głupią, bo przecież tak wcześnie, nie
widać żadnych oznak. Westchnęła i zamknęła na chwilę oczy. To był naprawdę
męczący dzień.
Wtorek
Karol od samego rana z niecierpliwością czekał na wyniki
testu. Nerwowo przebierał nogami siedząc na jednym z krzeseł w poczekalni.
Nagle z gabinetu wyszła ta sama lekarka, która dwa dni uświadomiła go, co do
grupy krwi dziecka. Spojrzała na niego z politowaniem i wręczyła mu kartkę.
- Niestety, dane były prawidłowe, nie wystąpił żaden błąd.
–Powiedziała i ruszyła przed siebie. Kłos z niedowierzaniem obserwował biały
kawałek papieru. Na czarno tłustym drukiem widniało „negatywny”. W głowie miał
solidny mentlik, sam nie wiedział czy śmiać się, czy płakać. Zerwał się z
krzesła i wbiegł do sali gdzie leżała Olka.
- Teraz należą mi się wyjaśnienia! – Zagrzmiał i rzucił w
jej kierunku kartkę. Ta ujęła ją trzęsącymi się rękoma.
- To nie możliwe… Miałam nadzieję… To jest pomyłka! – Dukała
przez łzy.
- Jaka pomyłka!? – Siatkarz postukał się po czole. – Czyje
to dziecko!?
- Myślałam, że twoje… Czyż by nie było idealnie? – Spojrzała
na niego z nadzieją.
- Czemu mnie okłamałaś!? – Nadal nie zniżył tonu głosu.
- Bo wolałam żeby było twoje! – Wybuchła i zalała się łzami.
- To jakiś obłęd! Nie czaruj tylko gadaj, kto jest ojcem. –
Uderzył pięścią w stojącą obok szafkę.
- Robert… Tak ten Robert, chodziliście razem do liceum. –
Mówiła tępo patrząc w jeden punkt.
- Nie… Nie Robcio. Przecież byliśmy zgraną paczką. Ty, ja,
on, Elka… Co na to jego dziewczyna!? – Było mu żal starej znajomej.
- Zdarzyło nam się… Kilka razy… Ciebie tak często nie było,
a ja potrzebuje towarzystwa… - Mówiła upierając się przy swoim.
- I to ty nie tolerujesz zdrad. – Dodał z pogardą i trzasnął
drzwiami. Olka była kolejnym zamkniętym rozdziałem w jego życiu. Wyszedł ze
szpitala u usiadł na jednej z ławek. Nie wiedział, co robić. Musiał wszystko
uporządkować, odciąć się od tego, co było. Wtedy w jego głowie zadźwięczały
słowa Majki „Ona tęskni za tobą jak nikt inny”. Zerwał się i biegiem ruszył do
parku.
Salon fryzjerski
- Nina, telefon! – Zawołał Stempel z drugiego końca zakładu.
- Widzisz, że nakładam farbę. Nie odbiorę, niech dzwoni! –
Odpowiedziała i kontynuowała pracę.
- Ale dzwoni już chyba z dziesiąty raz! – Krzyknął.
- Pani wybaczy. Sprawy służbowe. – Przeprosiła z uśmiechem
klientkę Nina. Zdrętwiała, kiedy zobaczyła, kto tak usilnie się do niej dobija.
– Halo? – Powiedziała oschle.
- Nina… - Wyszeptał Karol upewniając się, że to ona.
- Salon fryzjerski, słucham! – Zawołała z sarkazmem.
- Musimy się spotkać. – Kontynuował. – Masz czas.
- Po pierwsze mam masę pracy i nie życzę sobie, żeby ktoś
zawracał mi głowę, a po drugi nic nie musimy. – Rzuciła zgryźliwie.
- Błagam cię, to bardzo ważne… - Mówił roztrzęsiony.
- Mam czas dopiero wieczorem. Salon jest dziś czynny do
19:00, ale czesze jeszcze koleżankę, więc dopiero tak około 21:00, wcześniej
nie da rady. – Mówiła przeglądając notes.
- Niech będzie. – Dodał z nadzieją w głosie. – W parku… Na…
- Zawahał się, chciał powiedzieć „naszej”, szybko ugryzł się w język. – Na
„tej” ławce.
- Ok. To do zobaczenia? Chyba tak… - Rzuciła bez przekonania
Nina i rozłączyła się.
Park
Było kilka minut przed 21:00, kiedy Karol z mocno bijącym
sercem kroczył alejkami parku, bez problemu znalazł miejsce, gdzie dawniej
spędzał prawie każde popołudnie. Podszedł do ławki, nie było jej. Zaczął się
denerwować, myśl, że w ogóle może się nie pojawić nie dawała mu spokoju. Mimo
wszystko znał ją bardzo dobrze i wiedział, że zawsze dotrzymuje słowa.
Rozejrzał się dookoła. Nagle dostrzegła drobną postać. To była ona. Stała oparta
o pobliskie drzewa. Delikatną, różową sukienkę rozwiewał jej wiatr, a włosy
błyszczały się w świetle zachodzącego słońca. Nadal nie wierzył, że przyszła tu
dla niego. Po tym wszystkim, co przeszła. Wstał powoli z ławki, bojąc się, że
za chwilę przed nim ucieknie. Ruszył w jej kierunku, jeszcze nigdy w życiu nie
trzęsły mu się tak nogi. Z każdym krokiem był coraz bliżej i coraz bardziej
tracił oddech. W końcu stanął z nią twarzą w twarz, jeśli tak to można było
nazwać. Patrzyła na niego wielkimi zielonymi oczami. Wydawała mu się jednak
inna, zimna, zła? Sam nie wiedział, w tym momencie przez jego głowę przelatywał
milion myśli.
- No słucham… -
Zaczęła obojętnie. Dawno nie byli z sobą sam na sam. Miała ochotę się
nie niego rzucić, wykrzyczeć wszystko, co leży jej na sercu, oskarżyć o całe
nieszczęście, które ją spotkało, a potem po prostu schować się w jego
ramionach. Tak bardzo jej tego brakowało.
- Po prostu… - Szukał odpowiednich słów. – Niczego od ciebie
nie wymagam… Chciałem przeprosić, nie tak to powinno wyglądać, a z drugiej
strony… Dzisiaj dostałem wyniki, Olka… Ona wszystko zniszczyła… A ja, nie byłem
winny… - Wyciągnął z kieszeni kartkę i wręczył ją dziewczynie. – Nie chcę do
końca życia z tobą walczyć, ale… Mam nadzieje… Że mogę liczyć chociaż na
przyjaźń, na coś co zalepi choć część tej pustki którą po sobie zostawiłaś… -
Wziął głęboki oddech. – Bo moje uczucia, co do ciebie nigdy się nie zmieniły. –
Wyrzucił z siebie. Nina ruszyła brwią, zagryzła wargę i odwróciła się do niego
plecami, by nie zauważył jej łez. Odeszła kawałek dalej. Uważnie przestudiowała
całe pismo. Ta ciąża, dziecko, ta afera, były tylko wymysłem jego zazdrosnej
byłej. Kolejna słona łza spłynęła po jej policzku. Nie wiedziała, czemu
płakała, ze szczęścia? Nie miała pojęcia. Przysięgała sobie, że już nigdy nie
będzie przez niego płakać. Czuła jak się cała trzęsie. Jak wszystkie
wspomnienia wracają. Moment, kiedy się poznali, pierwszy pocałunek i rozstanie.
To wszystko było jednym wielkim błędem i szansą, której nie wykorzystali. Na
siłę starała się opanować szloch. Zgniotła papier, który trzymała i rzuciła za
siebie. Odwróciła się w jego stronę. Stał, ze zwieszoną głową, czy aż tak
bardzo się zmienił? Włosy nadal wywijały się w niesforne kędziorki, oczy nadal
błyszczały, choć już nie radością. Po za tym nadal był tym samym chłopakiem, w
który ją zauroczył i którego nadal kochała.
- Karol… - Wyszeptała i ruszyła w jego kierunku biegiem. Ten
tylko szeroko rozłożył ramiona, a ona zawisła na jego szyi. – Tak bardzo
tęskniłam. – Łkała nadal się trzęsąc.
- Wiem o tym. – Wyszeptał i ucałował ją w czoło. – Ja też. –
Nadal nie pozwolił jej się wyplątać ze swoich ramion.
- Obiecaj, że już nigdy mnie nie zostawisz. – Powiedziała
patrząc mu prosto w oczy.
- Obiecuję… - Uśmiechnął się lekko, a ona oparła głowę o
jego szyję i pozwoliła ostatnim łzą spłynąć po jej podbródku.
- Kocham cię… - Wyszeptała i wpiła się w jego usta. Od tak
dawna na to czekała. Nie mogła uwierzyć, że znów są razem.
- Ja ciebie bardzie… - Powiedział i znów przyciągnął ją do
siebie.
Było już po
północy, a para zakochanych nie opuszczała swojej ulubionej ławki w parku,
nadal nie mogąc się sobą nacieszyć. Siedzieli objęci, śmiejąc się i żartując,
jak by nic złego pomiędzy nimi się nigdy nie wydarzyło.
- Kocham Cię jak nigdy nie kochałem…
Jak nigdy nie marzyłem… - Zaczął Karol nucąc ulubioną piosenkę Niny.
Jak nigdy nie marzyłem… - Zaczął Karol nucąc ulubioną piosenkę Niny.
- Jakbym w końcu zobaczyła, co to jest miłość do ciebie…
Kocham Cię jak nigdy się nie odważyłam… - Odpowiedziała mu kontynuując.
Kocham Cię jak nigdy się nie odważyłam… - Odpowiedziała mu kontynuując.
- Jak nigdy nie kochałem…
Jak gdybyś zawsze była ze mną… - Skończył i złożył na jej ustach słodki pocałunek.
Jak gdybyś zawsze była ze mną… - Skończył i złożył na jej ustach słodki pocałunek.
- Umm… Uwielbiam tę piosenkę… - Wymruczała szatynka i
spojrzała na zegarek. – Jak późno! – Podskoczyła na ławce.
- Na pewno musisz iść..? Chodźmy do mnie… Zjemy kolację… -
Zaczął błagalnie Kłos.
- Z przyjemnością. Ale nie mogę zostawić Majki. – Cmoknęła
go w czubek nosa. – Ostatnio jest z nią coraz gorzej.
- Wczoraj jedliśmy razem obiad, o mało nie zemdlała. Choruje
na coś? – Spytał z troską w głosie.
- Jest w ciąży… - Powiedziała bez emocji Nina. – I wiesz co
jest najgorsze? Że chce ją usunąć… Trzeba coś zrobić… - Wyszeptała z nadzieją w
oczach.
- Obiecuję, że pomogę ci się tym zająć, ale ty też nie
powinnaś się tym zadręczać… - Powiedział i mocno ją przytulił.
Hej! Koteły! :D Naczekaliście się, ale jest! Pisany po nocach bo wakacji szkoda! :) Taki wielki powrót! I kolejny problem! Tak uwielbiamy mieszać... :D Do zobaczenia w przyszłym tygodniu! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz