Poniedziałek
- Nina wstawaj… - Powiedziała cicho Majka wlekąc się noga za
nogą przez pokój przyjaciółki.
-Mmm… Nie… Jeszcze chwilę… - Wymruczała niezadowolona
szatynka i przewróciła się na drugi bok, robiąc trochę miejsca na łóżku.
Niebieskooka korzystając z okazji padła na nie niczym zwłoki i zmrużyła na
powieki. Wesele i poprawiny zupełnie wyssały z niej całą energię. Do domu
wróciły kilka minut po 3:00, a dzisiaj musiały normalnie wstać do pracy.
Poczuła jak odpływa. – Kilka minut nie zaszkodzi… - Wymruczała sama do siebie i
zasnęła.
- Majka! – Wydarła się na cały głos panna Tul. – Zaspałyśmy!
- Że co!? – W trybie natychmiastowym zeskoczyła z łóżka.
- Miałaś mnie obudzić! – Odpowiedziała jej współlokatorka z
wyrzutem.
- Mogłaś wstać to twoja wina! – Odburknęła w pośpiechu
szukając telefonu. – Cholera! Muszę wyjść za niecałe 15 minut, inaczej się
spóźnię… - Miałczała płaczliwym głosem.
- Nie wierzę! Stempla nie ma od rana! Nie mogę pozwolić
sobie na opóźnienie! – Nina wyskoczyła spod kołdry, w biegu otworzyła pierwszą
z brzegu szafkę i wybrała zupełnie przypadkowe ubrania. – Ty już gotowa!? –
Zapytała zdziwiona, kiedy w końcu opuściła łazienkę.
- Mówiłam! Nie mogę się spóźnić. Miłego dnia. – Zawołała i
trzasnęła drzwiami.
Salon fryzjerski
Nina odetchnęła z ulgą, kiedy tylko dotarła do zakładu.
Żadnych klientów. Tylko Oktawia nerwowo dreptała przed drzwiami czekając, aż
ktoś z łaski je otworzy.
- Już jestem! – Zawołała szefowa nic nie dając po sobie
poznać. Przekręciła zamek i wpuściła pracownicę. Zaczęła gorączkowe
przygotowanie, pierwsza klientka miała pojawić się lada moment.
- Dzień dobry! – Zawołała szczęśliwa pani Gabriela wchodząc
do środka.
- Dzień dobry, dobry… - Przywitała ją z firmowym uśmiechem
panna Tul. – To co dzisiaj robimy? – Spytała, kiedy kobieta usadowiła się już
na fotelu.
- Chciałabym rozjaśnić włosy. – Mówiła. – Ten ciemny brąz
już mi się znudził.
- Rozumiem. – Odpowiedziała zadowolona i zaczęła
przygotowywać mieszankę do włosów. Po krótkiej chwili już była gotowa do
działania. Ostrożnie rozczesała niesforne pukle włosów i zaczęła oddzielać
pojedyncze pasemka. Po niecałych 10 minutach robota była prawie zakończona.
- Dzień dobry. – Usłyszała głos osoby, która przed chwilą
przekroczyła próg salonu.
- Słucham? – Spytała spoglądając ukradkiem na gościa.
- Chciałby, umówić się na strzyżenie. Miałaby pani dzisiaj
czas? – Wyrecytował szybko nie wysoki brunet.
- Tak… Tak… Oktawio! Jak wygląda grafik!? – Ponagliła
pracownicę.
- Może pan przyjść tak około 10:00? – Spytała studiując
notatnik Niny.
- Tak oczywiście. – Odpowiedział zadowolony i wyszedł.
- A tak w ogóle… To, który dzisiaj mamy? Zupełnie straciłam
rachubę czasu? – Rzuciła beztrosko fryzjerka.
- Szósty września… - Dotarło do jej uszu. Zielonooka zamarła
w bezruchu.
- To… To już jutro… - Wyszeptała, nie wierząc we własne
słowa. Czuła jak traci równowagę, jak coraz ciężej utrzymać jej się na nogach.
Bezwładnie oparła się o szafkę stojącą obok.
- Wszystko dobrze? – Spytała zmartwiona pracownica.
- Tak, tak… - Wymruczała zielonooka. – To ciśnienie. Zrób mi
kawy. – Dodała słabo. Podeszła na chwilę
do biurka, aby upić łyk gorącego naparu. Przymrużyła oczy. Kawa przyjemnie parzyła
ją w przełyk, orzeźwiając umysł. – Cholera… - Zaklęła cicho. Nie pamiętała, o
której dokładnie położyła rozjaśniacz na włosy klientki. Nie zwróciła na to
uwagi. Wiedziała, że z tym specyfikiem nie ma żartów. Spojrzała na osobę, która
siedziała przed nią. Westchnęła. – Proszę podejść do umywalki. Sądzę, że już
wystarczy. Kobieta postała jej pytające spojrzenie.
- Ach te ulepszone formuły… Wszystko działa tak szybko. –
Zaszczebiotała i przesiadła się na inny fotel. Nina odkręciła wodę i zaczęła
spłukiwać rozjaśniacz.
- No nie… - Jęknęła. – Włosy miały barwę pomarańczy.
Wiedziała, że nie o to chodzi pani Gabrieli.
- Co to ma być! – Wzdrygnęła się. – Miał być miodowy blond!
– Grzmiała.
- Przepraszam…
- Nie obchodzi mnie to! Ma pani coś z tym zrobić! – Rzuciła
piorunujące spojrzenie w kierunku dziewczyny.
- Najbezpieczniej było by poczekać około tygodnia…
- Nie będę za niczym czekać! Nie pokażę się tak na ulicy!
Proszę położyć rozjaśniacz jeszcze raz! – Zażądała.
- W takim razie… Włosy będą bardzo zniszczone i łamliwe…
Zapraszam panią, co trzeci dzień na kurację odnawiającą, na koszt firmy. –
Przełknęła ślinę, ten zabieg należał do jednych z droższych. – Po trzech
próbach zadecydujemy, co dalej. – Dodała, widząc jak klientka się uspakaja.
- Zgoda. – Odpowiedziała twardo, patrząc z niezadowoleniem w
swoje odbicie w lustrze.
FOLK DESIGN
- Pani dyrektor! Co z rozliczeniami? – Dało się słyszeć głos
Katarzyny.
- Na biurku. – Odpowiedziała wypełniając kolejną już dziś
korespondencję.
- Już się bałam, że jej nie mamy. – Odetchnęła z ulga
sekretarka.
- Wszystko jest pod kontrolą. – Posłała jej delikatny
uśmiech. – Pośpiesz się. Zanieś je do gabinetu prezesa i wracaj szybko. Tu masz
rozpiskę. – Wyciągnęła w jej kierunku kartkę. – Na jej podstawie masz napisać
opis jednego z projektów. Ja zajmę się drugim. Musimy współpracować. Sztokholm
jest na wyciągnięcie ręki. – Mówiła z kamiennym wyrazem twarzy.
- Tak jest pani dyrektor. – Odparła potulnie i opuściła
gabinet. Majka spojrzała na swoje biurko. Od dawna piętrzyły się na nim sterty
papierów. Przejrzała segregator, który wręczono jej, kiedy zatwierdzono jej
współpracę z działem do spraw rachunkowości. Wszystko było z nim w porządku.
Faktury, przypisy, rozliczenia… Tutaj nie miała już, co robić. Kasia spisała
się, to można było jej przyznać. Chwyciła kolejny papier i mechanicznie złożyła
na nim swój podpis. Kolejny i następny. W końcu doszła do wniosku, że przejrzy
nową kolekcję i tak jak zawsze stworzy rysopis jej reklamy.
- Wróciłam… - Mruknęła cicho Kasia.
- Dobrze. Bierz się do pracy. – Pochwaliła ją szefowa.
- A to dla pani. – Podała jej kilka raportów.
- Dla mnie? – Spytała zdziwiona.
- Są ogólne. Miały trafić do Mazura i Czeklińskiego, tego od
mediów, ale panowie są tak zapracowanie, że widocznie o nich zapomnieli. Czemu
by nie zgłosić swojej chęci pomocy. – Uśmiechnęła się tryumfalnie. Widać, że
naprawdę zależało jej na tym wyróżnieniu. Świetnie radziła sobie nawet w tym
wyścigu szczurów, który momentami wykańczał już samą Majkę. Jednak jej zapał dodawał
młodej dyrektorce chęci i sił, wiedziała, że razem ze swoją współpracownicą
mogą przenosić góry.
Nina błąkała się
już od pewnego czasu po jednym ze sklepów znajdujących się blisko cmentarza.
Uważnie przyglądała się regałom, na których piętrzyły się znicze. Nadal nie
wierzyła, że zamierza coś tu kupić… Nadal do niej nie docierało, że on nie
żyje… Nadal nie chciała myśleć o tym, że już go nie spotka… Przetarła dłonią
zmęczoną twarz. Czuła się jak w transie. W końcu zrezygnowana chwyciła dwa,
według niej dobrze wyglądające szkiełka i ruszyła dalej. Wyciągnęła dłoń, po
wieniec żółtych róż, który nie wiedziała, czemu przykuł jej uwagę. Podeszła do
sprzedawczyni, zapłaciła i jak najszybciej opuściła to miejsce. W drodze
powrotnej, zatrzymała się w parku i bez sił opadła na ławkę. Zakupy ostrożnie
położyła obok swojej nogi. Głowę oparła na dłoniach i utkwiła wzrok w wieńcu.
Nagle coś ją oświeciło. Poczuła silne ukłucie w sercu. Jak mogła zapomnieć?
Zacisnęła powieki, aby pohamować łzy. Żółty, ulubiony kolor jej pierwszej i
wielkiej miłości – Jarka. Zawsze nosił na sobie żółtą koszulę lub t-shirt,
kontrastował to wszystko z czarnymi spodniami i wiszącymi przy nich szelkami.
Kiedy miewali gorsze dni, on zawsze przypinał jedną szelkę do szlufki jej
szortów i z szarmanckim uśmiechem przyciągał ją do siebie. Przepraszał. Całował
w czubek nosa. – Uśmiechnęła się na samo to wspomnienie. Żółty plecak, którym
oberwała na jednej z przerw w liceum… Żółta róża, którą otrzymała od niego na
pierwszej randce… Żółty kolor liści klonu, pod którym po raz pierwszy ją
pocałował… Żółta kołdra, pod którą uwielbiała sypiać, kiedy pokłóciła się z
ojcem i uciekała z domu… I w końcu żółta Yamaha, którą tak oboje kochali
jeździć… Na której zginął... Jedna słona łza spłynęła po jej policzku. Żółty
kwiat, który wcisnęła mu do dłoni, kiedy leżał w trumnie… Żółty znicz, który
zapaliła jej matka… Pierścionek, z żółtym oczkiem, który dawniej lśnił na jej
palcu i niedotrzymane słowo… - Obiecałeś..! –Wyrzuciła z siebie tłumiąc szloch.
– Obiecałeś mi… - Łkała dalej. Cała się trzęsła. Położyła się na ławce,
przechylając się w bok. – Obiecałeś mi… - Wyszeptała z utkwionym wzrokiem w jednym,
odległym punkcie.
Ulica 3 maja
- No hej! – Zawołała szczęśliwa Majka widząc swoją kuzynkę.
- Cześć! – Odpowiedziała jej buziakiem w policzek. Obie
przeszły do salonu.
- Pijesz kawę..? – Spytała.
- Standardowo herbatę. – Uśmiechnęła się do niej Ewa.
- Mogę wiedzieć, co tak ważnego się stało, że zjawiasz się u
mnie na samym początku tygodnia? – Puściła w jej kierunku oczko i ruszyła do
kuchni.
- To Przemek! – Doszło do uszu niebieskookiej.
- Mmmm… Zamieniam się w słuch. – Mruknęła zadowolona.
- On jest taki cudowny! Nie potrzebnie panikowałam! Po
prostu miał trochę pracy. Odezwał się w
środę… - Szczebiotała szczęśliwa Ewka. W tym momencie niepostrzeżenie uchyliły
się drzwi wejściowe i do mieszkania wślizgnęła się Nina. Nie miała najmniejszej
ochoty na konfrontację ze współlokatorką. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała
znajomy głos. Zasłoniła twarz włosami, aby nie było widać, że płakała i na
palcach niczym mysz, przemknęła przez salon, ciągnąc za sobą torby z zakupami.
Cicho zamknęła za sobą drzwi. Chciała być sama. – No i rozmawialiśmy przez
kilka dni. I w końcu… Nie uwierzysz! Zaprosił mnie na randkę. – Opowiadała jak
nakręcona. – Droga restauracja, cudny nastrój i on… Jeszcze przystojniejszy niż
za pierwszym razem… - Rozczuliła się. Majka z emocji zapomniała o gorącym
kubku, który oparła na kolanie.
- Auć! – Zawołała, masując oparzone miejsce. – Kontynuuj! To
jest lepsze niż książka. – Ponaglała brunetkę.
- Okazało się, że naprawdę lubi dzieci i nie ma nic
przeciwko moim. Rzucił nawet coś w stylu, że chętnie je pozna. – Dziewczyna, aż
promieniała. – I nie wiem nawet jak to się stało, ale… - Zarumieniła się lekko.
- Ale co? – Spytała zadziornie panna Ludwiczak.
- Ale wylądowaliśmy razem w łóżku. – Spuściła wzrok.
- No proszę pani Ewa taka gościnna w kroku. – Prychnęła
Majka, przypominając sobie tekst, jaki często używał jej brat.
- Eee tam… Od razu gościnna. – Buchnęła śmiechem.
- Dobra, dobra… Ja tam swoje wiem! – Majka nie przestawała
się z nią droczyć.
Nina siedziała na
parapecie i chlipała cicho obserwując, co się dzieje na zewnątrz. Miasto spowił
już mrok, naokoło było szaro i zbierało się na deszcz. Nawet pogoda zdawała się
podzielać nastrój szatynki. Omiotła wzrokiem wnętrze pokoju. Każdy przedmiot
coś symbolizował, każdy przedmiot coś przypominał. Wszystko zaczęło zlewać się
w całość, głowę zalewało jej miliony wspomnień. Zrezygnowana zeskoczyła i
wygodnie ułożyła się na łóżku. Było stosunkowo wcześnie, a ona czuła się
zmęczona jak nigdy. Szczelnie owinęła się cienką kołdrą i wtuliła twarz w
poduszkę. Jej oddech powoli się uspakajał. Chciała zasnąć. Zapomnieć...
„Szczęśliwa
dziewczyna biegała wokół chłopaka przedrzeźniając się z nim.
- No proszę! – Wołała błagalnie, kiedy rzucił ją na łóżko i
zaczął gorączkowo łaskotać. – Tylko raz! – Broniła się usilnie.
- Ile to razy już to słyszałem..? – Zamyślił się sztucznie
czarnooki. Osiemnastolatka zrobiła naburmuszoną minę. – Ok. Tylko bez fochów mi
tu. – Uśmiechnął się słodko i cmoknął ją w czubek nosa.
- Wiedziałam! – Krzyknęła i z euforią pobiegła w kierunku
komody po swój ulubiony grzebień. Chłopak wygodnie usadowił się na obracanym
krześle.
- To co dzisiaj? – Spytał tłumiąc śmiech. – Kolejna część
darmowych praktyk? – Rzucił wzrokiem na swoją dziewczynę. Wyglądała ślicznie.
Uwielbiał oglądać ją w sukienkach. Wydawała się wtedy taka krucha i słodka.
Czuł na sobie odpowiedzialność. Chciał ją chronić ją przed całym światem,
wiedział, co dzieje się w jej domu. Był świadom tego jak wiele ma problemów.
Mimo wszystko potrafiła z każdej sytuacji wyjść ze szczerym uśmiechem.
- Coś nie tak? – Rzuciła trochę zmieszana poprawiając
kosmyk, który niesfornie wił się na jej ramieniu.
- Nie. Jest wręcz idealnie. – Nie odrywał od niej wzroku.
Mimo, że byli parą od przeszło już roku, nadal nie dowierzał, że przez
przypadek poznał kogoś, z kim nie powinien mieć nigdy styczności. Ona piękna,
bogata. Jej ojciec był prawdziwą szychą prowadząc swoją firmę finansową, matka
wzorem pani domu. Często brylowali na największych salonach stając się jeszcze
bardziej szanowanymi i podziwianymi ludźmi. Nie było osoby w Łodzi, która nie
znałaby dyrektora Tul. I on… Chłopak z
przedmieścia. Mieszkający w małym, trzypokojowym domku. Syn pracownika jednego
ze sklepów budowlanych i kasjerki. W mieszkaniu zielonookiej czuł się nie na
miejscu. Potrząsnął lekko głową.
- Hej… Co jest? – Z zamyślenia wyrwała go szatynka.
- Nie, nic… Co w końcu czeszesz? – Spojrzał na gazetę leżącą
na biurku.
- To. – Pokazała mu delikatne dobieranego warkocza,
ciągniętego przez połowę głowy i zaplecionego w kok łudząco podobny do róży. W
dłoni trzymała grzebień w żółtym kolorze. Jego uchwyt pomalowany był czarnym i
czerwonym pisakiem, co dodawało mu uroku. Słodkie zwierzątka, śmieszne
postacie, wzorki, zygzaki wszystko było twórczością Jarka, przez to stał się on
jej ulubionym. Delikatnie przeczesała kruczoczarne włosy chłopaka.
- Może powinienem je ściąć? – Spytał żartobliwie.
- Nie! Do ramion są idealne. – Musnęła jego szyję. – Nikomu
tak nie pasują jak tobie. – Uśmiechnęła się słodko i zaczęła czesać fryzurę. Po
niecałych 10 minutach wszystko było już gotowe.
- Naprawdę powinnaś się tym zając. – Pochwalił ją, z reszta
jak za każdym razem.
- Wiesz, że ojciec mi na to nie pozwoli… - Mruknęła
niezadowolona i usadowiła się na jego kolanach.
- Chyba masz prawo do własnego zdania. Jesteś już dorosła. –
Przycisnął ją do siebie.
- Powiedział, że jeśli nie skończę szkoły i nie zacznę pracować
dla jego firmy tak jak Arek, to mnie wydziedziczy i nigdy nie spotkam już
nikogo z rodziny. – Szeptała drżącymi wargami. Jarek chwycił za jej podbródek i
zmusił do tego, aby spojrzała mu w oczy.
- Nina… - Wymruczał jej imię. - Kiedyś zabiorę cię tam…
Gdzie nikt nie będzie nam mówił, kim mamy być i co mamy robić... Tylko ty i
ja... Będziemy szczęśliwi… - Mówił z pełną powagą.
- Obiecujesz? – Spytała ze łzami w oczach.
- Obiecuje. – Odpowiedział i ucałował ją. Dziewczyna obdarzyła
go dziwnym spojrzeniem. Słyszała coś… Telefon? Nie miała go przy sobie. Nerwowo
obróciła się oby go znaleźć. Gdy spytała się chłopaka, czy znów go przetrzymuje
odpowiedziała jej głucha cisza, a jego już nie było.
- Jarek! – Zawołała, ale z jej gardła nie wydobył się żaden
dźwięk. – Nie! Nie! Nie! – Zaczęła protestować, gdy cały obraz się rozmywał.
Jedyne, co słyszała, to cichą, spokojną melodję.”
- Jarek… - Zerwała się z jego imieniem na ustach. Nie było
go. Nerwowo spojrzała na siebie. Była w swoim pokoju, w Bełchatowie. Cała
zalana potem, dyszała ciężko.
- To… To był tylko… Tylko sen… - Szeptała nie dowierzając.
Nagle coś usłyszała. Telefon!
- Jarek! – Zawołała, kiedy tylko kliknęła zieloną słuchawkę.
Majka siedziała nad
nowym projektem już od kilku dobrych godzin. Nogi jej zesztywniały, a ból
pleców dawał się we znaki. Zrezygnowana wypiła kolejny łyk kawy. Nadal nie
wiedziała, kiedy Nina wróciła do domu, a gdy godzinę temu zajrzała do jej
pokoju, ta spała już w najlepsze. Doszła do wniosku, że musiała mieć ciężki
dzień w pracy, gdyż to ona zawsze przesiadywała całe noc. Nie zastanawiając się
zbyt wiele, wklepała kolejną nazwę, cenę, projektanta… Zaczynało ją to męczyć.
Nie zdążyła skończyć tego dziadostwa w pracy, nadgodziny… I tak nie dała rady.
Jeszcze te cholerne mdłości. Zastanawiała się, czy to wina dziecka, czy ilości
kofeiny, jaką przyswoił jej organizm. Czuła się podle, wiedziała jak zareagowałaby
Michał, gdyby dowiedział się o wszystkim. Pewnie zrobiłby jej aferę, a później
szedł na kolanach przez pół Bełchatowa, aż w końcu poddałaby się i wzięła
urlop. Zastanawiała się nad tym, jak zareagowała jego była żona, na pewno już
się dowiedziała. Jak nie od Michała, to od Olka. Na pewno już rzucała talerzami
i zrobiła aferę Miśkowi, mimo że już nie są parą. Westchnęła i czule pogładziła
brzuch.
- Jeszcze tylko Sztokholm i to się skończy. – Mówiła cicho.
– Dam spokój z pracą… Ale teraz… To jest mi potrzebne… Musisz jeszcze troszkę
wytrzymać. – Szeptała.
- Jarek..? –
Powtórzyła niepewnie.
- Jaki Jarek! Nina! Co ty odpiepszasz!? – Usłyszała, w
pierwszej chwili nie rozpoznała rozmówcy.
- Karol… - Mruknęła.
- A kto inny… - Burknął podenerwowany.
- Przepraszam… Coś mi się ubzdurało… - Mówiła roztrzęsiona.
- Czemu płaczesz? – Spytał z troską, nagły gniew zniknął.
Niemal podskoczyła. Skąd on to wiedział.
- Nie… Nie płaczę… - Dodała cicho.
- Za dobrze cię znam… Co się stało? Kim jest ten koleś i co
ci zrobił? – Rzucił z irytacją.
- Nikim… - Zacisnęła powieki. – Nikim ważnym. – Z jej gardła
wydobył się cichy szloch.
- Skurwiel… Ma szczęście, że nie ma mnie w Bełchatowie! –
Warknął.
- Proszę… Daj spokój… - Łkała.
- Jak mam być spokojny! Skoro moja dziewczyna szlocha teraz
do telefonu! – Ciskał piorunami.
- On… Jest już nieszkodliwy. – Ciągnęła spokojnym głosem
zielonooka.
- Nie szkodliwy!? Nina! O on ci do cholery zrobił!? –
Słyszała przyśpieszony oddech siatkarza. Był teraz na rozgrywkach Pucharu
Świata, nie mógł się denerwować, wiedziała, że ta sytuacja nie będzie mu dawała
spokoju do końca i w ostateczności może to się odbić, na jakości jego gry.
Zagryzła wargę. Postanowiła powiedzieć mu prawdę.
- Nie żyje… - Wyszeptała.
- Nie żyje? Czekaj, czekaj… Jak to nie..? Co jest grane!
Czemu tak rozpaczasz nad jakimś kolesiem!? Kim on dla ciebie jest!? – Znów
podniósł głos.
- Proszę… Uspokój się… Wszystko ci opowiem… - Powiedziała i
starła łzę, która zebrała jej się w kąciku oka.
- Ugh… Ok. – Odpuścił słysząc, w jakim jest stanie.
- To był mój chłopak… Czekaj. Daj mi skończyć. – Mruknęła,
kiedy usłyszała jak gwałtownie wciąga powietrze. – Nie żyje od 5 lat. Był dla
mnie kimś ważnym, kiedy mieszkałam jeszcze w Łodzi… Po prostu. Jutro, dzisiaj…
Nawet nie wiem, która godzina. – Rozejrzała się po ciemnym pokoju. – Przypada
rocznica jego śmierci… I chyba przez to… Jakoś tak złapałam dołka. – Wyrzuciła
z siebie. Do jej uszu doszło głośne westchnienie.
- Boże… Nie strasz mnie już tak nigdy. – Dodał cicho.
- Nie chciałam… - Mruknęła.
- Kocham cię. – Te słowa podziałały jak kubeł zimnej wody.
Od razu wróciła do rzeczywistości. – Żałuję, że nie mogę być teraz obok…
- Je ciebie też… - Powiedziała niepewnie, jakby wymawiała te
słowa po raz pierwszy. – Nie martw się, przejdzie mi.
- Ehhh… Mogę coś dla ciebie zrobić? – Słyszała po jego
głosie, że obwinia się za stan jej samopoczucia.
- Możesz mi kupić taką wielgachną kredkę z napisem „Tokyo”
do kompletu. – Zażartowała, żeby podnieść go na duchu.
- Wiesz, że nawet gdzieś taką widziałem. – Buchnął śmiechem.
– Jutro wyciągnę Andrzeja na zakupy.
- Będę czekać… Dobranoc… - Mruknęła.
- Oyasumi. – Błysnął japońskim Karol. Nic mu nie odpowiedziała.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Tego potrzebowała, tej rozmowy, jego…
FOLK DESIGN
- Pani Dyrektor, ktoś do pani. - Rzuciła Katarzyna.
- Powiedz Kasiu, że
ma przyjść jutro, dzisiaj już kończę pracę, jest 16:10. - Upomniała ją szefowa.
- Ale Pani Dyrektor,
to Pan Winiarski czeka. - Odpowiedziała Pawlikowska.
- Michał? -
Dyrektorka tak się zdziwiła, że aż lewa brew podskoczyła jej do góry. - To
przekaż mu, że może wejść. - Dodała.
- Dobrze przekażę,
ale idę już do domu, dowidzenia Pani Dyrektor. - Powiedziała Katarzyna i
wyszła.
- Pa. - Pożegnała ją
Majka. Asystentka wyszła z gabinetu dziewczyny. Po chwili do środka wpadł
Michał.
- Coś się stało? -
Spytała podejrzliwie blondynka.
- Chciałem Cię
zobaczyć. - Winiarski chwycił Majkę i przyciągnął do siebie.
- Zasady korporacji
mnie w pracy obowiązują. - Rzuciła ostrzegawczo niebieskooka.
- Mam dla Ciebie
propozycję. - Powiedział poważnie, co zaniepokoiło blondynkę.
- Ale ja nie chcę...
- Powiedziała niemal wyjąc Majka, która pomyślała zupełnie, co innego.
- Czego nie chcesz? -
Zapytał Winiar.
- No całego tego
cyrku... Wiesz.. Pierścionka, szumu w rodzinie, tego papierka.. - Zaczęła się
tłumaczyć. Michał wybuchł śmiechem i długo nie mógł się opanować. - Kpisz ze mnie? - Wściekła się.
- Ale mi nie chodzi o
małżeństwo. - Powiedział łapiąc oddech między atakami gwałtownego śmiechu.
- Nie? -Rzuciła
szczęśliwa niebieskooka. - To, o co? - Dodała.
- Chcę żebyśmy razem
zamieszkali. - Zaproponował. Nogi pod Majką się ugięły.
- To prawie to samo
co ślub, wiesz?! - Rzuciła ostro.
- Nie. Nie porównuj
mieszkania razem od razu z małżeństwem. - Powiedział Michał - I tak wcześniej
czy później zamieszkamy razem. Przecież urodzi nam się dziecko. - Dodał.
- Dziecko urodzi się
dopiero w marcu jak dobrze wiesz. - Powiedziała oschle.
- Co nie zmienia
faktu, że nie możemy zamieszkać wcześniej. - Upierał się przy swoim.
- To chyba troszkę za
szybko... - Przekonywała go dyrektorka.
- Wcale nie...
Jesteśmy razem już prawie pół roku. Jesteś w ciąży, niedługo na świat przyjdzie
dziecko, musimy się do siebie przyzwyczaić… - Siatkarz nie dawał za wygraną.
- Ale ja jestem
kijową panią domu... – Mruknęła niezadowolona.
- Ja przejmę część
obowiązków.. – Dalej naciskał.
- Pomyślę o tym.
Okej? - Rzuciła niebieskooka.
- Dobra jestem w
stanie czekać. Na taką kobietę jak Ty to i całe życie. - Powiedział z błyskiem
w oku.
Wtorek
Ulica 3 Maja
- Hej już nie śpisz? – Nie ukrywała swojego zdziwienia
Majka.
- Jak widzisz… - Posłała jej sztuczny uśmiech,
współlokatorka odwzajemniła go. Dała się nabrać. – Wczoraj szybko zasnęłam,
więc zdążyłam już naładować bateryjki. – Buchnęła trochę przesadzonym śmiechem.
- Tak, ale wydawało mi się, że później jeszcze z kimś
rozmawiałaś. – Rzuciła beztrosko, upijając kolejny łyk kawy.
- Karol się stęsknił. – Szatynka niewinnie wzruszyła
ramionami.
- W środku noc? – Prychnęła niebieskooka.
- Jest w Japonii… Inne strefy czasowe i w ogóle… -
Uśmiechnęła się promiennie i zniknęła w swoim pokoju, miała już dosyć tej całej
szopki. Wyjęła z szafy czarne rurki, do tego szarą bluzkę z kotem, zazwyczaj
jej wygląd poprawiał jej humor, dzisiaj to nie działało.
- Ooo… Widzę, że ktoś tu ma dobry dzień. – Do środka wpadła
gotowa już do wyjścia Majka.
- Już wychodzisz? – Nina szybko zmieniła temat.
- Tak, kochana… Te tak zwane nadgodziny. – Puściła w jej
stronę oko i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Kiedyś się zaharujesz… - Usłyszała głos przyjaciółki za
plecami.
Tymczasem Nina ani
myślała iść dzisiaj do pracy. Spojrzała na zegarek, zostało jej 20 minut do odjazdu
autobusu. Szybko przebrała ubrania i niedbale przeczesała pozawijane włosy
ukochanym, żółtym grzebieniem. Zakupione wczoraj rzeczy wrzuciła do torby
sportowej, którą zazwyczaj nosiła na treningi tenisa. Na plecy zarzuciła szarą
jesienną kurtkę. Sprawdziła kieszenie. Telefon i portfel były na swoim miejscu.
Przed samym wyjściem spojrzała w wielkie lustro wiszące na ścianie. Dziewczyna
w odbiciu zdecydowanie nie była nią. Włosy w nieładzie, siniaki pod oczami,
blada cera. Odmówiła sobie dzisiaj nawet makijażu. Zdziwiłaby się, gdyby ktoś
na ulicy ją poznał. Z resztą, taką miała nadzieję. Potrzebowała samotności, nie
miała ochoty na kolejną sztuczną konwersację pt. „Chwalenie się nic nie wartymi
pierdołami”. Głośno westchnęła. Zostało jej 8 minut. Chwyciła torbę i biegiem
ruszyła w kierunku schodów.
Na szczęście
przystanek znajdował się dość blisko, a z obecną kondycją udało jej się tam
dotrzeć w miarę sprawnie, przez moment zatraciła się w szaleńczym biegu,
zapominając o celu swojej podróży. Kochała biegać, od tak dawna tego nie
robiła, zapomniała, jakie to odprężające, ile daje jej przyjemności. Przez to
zamyślenie wybrała nie tę ulicę i trasa wydłużyła jej się o kolejne 300 metrów.
W końcu zdyszana osiągnęła swój cel. Autobus podjechał chwilę później. Zapłaciła
za bilet i usiadła na jednym z wolnych miejsc. Przez dłuższą część drogi
jechała sama, ale kilka kilometrów przed Łodzią przysiadła się do niej młoda
dziewczyna, mogła oszacować, że były w podobnym wieku.
- Wolne? – Bąknęła cicho.
- Yhmm… - Odpowiedziała jej szatyna, nie odwracając wzroku
od okna. Przez moment odwróciła się w stronę swojej towarzyszki, aby zabrać
spod jej nóg swoją torbę. Na chwilę zawiesiła swój wzrok, uważnie ja
ilustrując. Szary kaptur jej bluzy szczelnie zasłaniał jej twarz, z kieszeni
bluzy wystawał biały kabelek i urywał się na wysokości uszu, słuchała muzyki.
Nie wiedząc, czemu jej uwagę przykuła mała srebrna bransoletka z dwiema
zawieszkami w kształcie gwiazdy i księżyca. Dziewczyna nadal nie zwracała na
nią uwagi. Nina nadal nie odrywała wzroku od jej ręki. Dopiero wtedy zauważyła
kilka jasnych kresek na nadgarstku. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Czuła
się jak by podróżowała w czasie i spotkała samą siebie sprzed lat. Nosiła
podobną bluzę, posiadała podobną bransoletkę i sama do dzisiaj nosi głębokie
blizny na rękach. Postaci, która siedziała obok niej brakowało tylko drugiej,
podobnej do niej ubiorem koleżanki. Wtedy mogłaby z pewnością nazwać ją sobą.
Widocznie za długo utkwiła wzrok w jednym punkcie, ponieważ dziewczyna rzuciła
jej nerwowe spojrzenie. Uchwyciła kolor jej oczu – niebieski. Wtedy przeżyła olśnienie.
- Janka? – Spytała z całą powagą. Druga pasażerka gwałtownie
odwróciła się w jej stronę, uważnie przyglądając się jej twarzy.
- Nina… - Wyszeptała i zdarła kaptur z głowy. – Nie poznałam
cię. – Odpowiedziała i porwała szatynkę w ramiona.
- To chyba działa w obie strony. – Uśmiechnęła się nikle.
Teraz mogła obejrzeć byłą przyjaciółkę. W cale się nie zmieniła. Z resztą… Mimo
braku pokrewieństwa były do siebie podobne jak siostry. Ten sam kolor włosów,
kształt nosa, usta. Przez to Arek często wypominał Ninie, że jest adoptowana.
Za czasów liceum specjalnie nosiły takie same fryzury, podobne ubrania. Były
podobnej budowy i tego samego wzrostu. W gruncie rzeczy różnił je tylko kolor
oczu. Jej zielone wpadające w szafir i błękitne jasne niczym kolor nieba w
lecie. Kiedy chodziły do jednej klasy, często lubiły zamieniać się rolami. Po
pół roku, mówiły już w ten sam sposób. Na swoim koncie miały nie jeden
przekręt. Najlepszym był pomysł z soczewkami, które ojciec zafundował Ninie.
Kiedy panna Tul dzień wcześniej zwiała z lekcji matematyki, następnego miała
gwarantowaną odpowiedź przy tablicy. Ubrały i uczesały się z Janką niczym
bliźniaczki, założyły soczewki i tak Janka niczym rasowa aktorka odpowiedziała
na piątkę na rzecz swojej przyjaciółki, a nauczycielka przez moment nie
pomyślała nawet, że stoi przed nią jej prymuska. Nina nie zapomniała się
odwdzięczyć i tego samego dnia, do dziennika pod nazwiskiem Bryńska pojawiła
się szóstka z zaległego biegu z przeszkodami. Oczywiście nikt się o tym nigdy
nie dowiedział, a dziewczyny dość często praktykowały takie zmiany. – Nadal
nosisz tę bransoletkę. – Stwierdziła.
- Tak, nadal jest dla mnie bardzo ważna. – Poprawiła srebrny
łańcuszek.
- A… - Zawahała się przez moment. – Co z twoim tatą?
- Nie żyje… - Odpowiedziała.
- Tak mi przykro. – Mruknęła i znów przytuliła przyjaciółkę.
Tata Janki od lat walczył z rakiem płuc. Były momenty, kiedy lekarz dawał
wszystkim złudną nadzieję, że wszystko będzie dobrze i organizm wygrywa z
chorobą. Przez co dziewczyna była bardzo zamknięta w sobie i nie miała zbyt
wielu przyjaciół, zbiegło się to w jednym czasie ze śmiercią Jarka i załamaniem
Niny. To ta samotność dała początek wielkiej przyjaźni, która trwała niespełna
pół roku, jednak w tym czasie obie zdołały wyprowadzić się na prostą. Były dla
siebie powodem do uśmiechu. Przed samym wyjazdem Niny do Bełchatowa, podarowała
jej bransoletkę. Na drugiej stronie wygrawerowane było „Nie zapomnij mnie…” ,
ona sama też taką posiadała. Od momentu swojej przeprowadzki, nie widziały się
więcej. – Ale… Kiedy wyjeżdżałam, lekarz
mówił, że wyzdrowieje.
- Zmarł rok później. – Mówiła dalej spokojnie.
- Przepraszam… - Wyszeptała zielonooka i spuściła wzrok.
- Za co? – Janka zamrugała kilka razy nie wiedząc, o co
chodzi.
- Nie zapomnij o mnie… - Wyrecytowała. – A jednak…
- To nie twoja wina… - Pocieszała ją dziewczyna. – Po
śmierci taty wraz z mamą przeprowadziliśmy się do Warszawy. Ale… Teraz po
pięciu latach, znów wychodzi za mąż, a ja wróciłam na stare śmieci trochę
powspominać. – Mówiła przez cały czas się uśmiechając.
- Musisz mnie kiedyś odwiedzić. – Odpowiedziała jej szatynka
pośpiesznie biorąc swoja torbę na kolana. Miała zamiar wysiąść na najbliższym
przystanku. - Tutaj masz mój numer. – Z kieszeni wyciągnęła pogniecioną
wizytówkę z danymi salonu.
- Dziękuję. – Uśmiech niebieskookiej jeszcze bardziej się
poszerzył.
- Miło było znów cię spotkać. To do następnego. – Rzuciła w
znacznie lepszym humorze i ustawiła się w kolejce do wyjścia.
- Nina… Przyjechałaś do niego… Prawda… - Usłyszała zduszony
głos z oddali. Nie była w stanie odpowiedzieć, była już za daleko.
Wysiadł z autobusu
i otrząsnęła się czując zimno, jakie ją nagle otoczyło. Poprawiła torbę, która
od dawna wisiała na jej ramieniu i szybkim krokiem przecięła ulicę Ogrodową.
Szła przez chwilkę wzdłuż starego muru i w końcu dostrzegła małą furtkę.
Uchyliła ją i weszła na teren Starego Cmentarza. Z początku musiała pokonać
jego prawosławną część, w końcu dotarła i do grobów katolików. Szybko omiotła
wzrokiem okolicę. Zlustrowała ścieżki i już wiedziała gdzie się znajduje.
Skręciła w prawo i dotarła do głównej alejki. Kroczyła nią powoli obserwując
wystawne mogiły, które naprawdę zachwycały. Może to było trochę dziwne, ale na
swój sposób lubiła takie miejsca. Skręciła w lewo jeszcze kilka kroków, czuła
jak cała drży. Znalazła go. Czule zepchnęła uschnięty liść z kamiennej płyty i
opuszkami palców pogładziła wygrawerowaną na marmurowej tablicy podobiznę
chłopaka.
- Jestem… Nie zapomniałam… - Mówiła cicho, jakby nie chciała
go obudzić. – Zawsze przyjeżdżam. Może nie za często… Ale jestem… - Mruknęła,
jeden z przechodniów zwrócił na nią uwagę. Odpięła zamek w torbie wyciągnęła
dwa znicze. Nerwowo przeszukała kieszeń kurtki. – Jest… - Wyciągnęła z niej
zapalniczkę i spokojnie podpaliła malutkie sznureczki nasączone woskiem. Jeden
z nich buchnął ogniem i poparzył jej palec. Syknęła i wsadziła go do ust by
złagodzić ból, tak… Jak to on miał robić w zwyczaju. Starannie postawiła je w dwóch
końcach grobu, a w centralnej części ułożyła wieniec. Przez moment obserwowała
efekt swojej pracy, potem przeniosła się na ławkę, która stała obok. – I co o
nich sądzisz? Żółte… Wiedziałam, że ci się spodobają… Pomyśleć, że zapomniałam
o takim szczególe… - Mówiła lekko się uśmiechając. Mężczyzna, który obserwował
ją od dłuższej chwili popukał się po czole i ruszył dalej. Nic sobie z tego nie
zrobiła. – U mnie wszystko po staremu, pracuję… Majka jest w ciąży… Szkoda, że
nie miała okazji cię poznać. W moim życiu pojawił się ktoś jeszcze… Pewnie ci
się to nie spodoba. – Zaśmiała się ironicznie. – Ale jestem szczęśliwa… Tak jak
chciałeś… - Umilkła. Zawsze znajdywała w nim swoje oparcie, nawet teraz czuła
jego obecność, wiedziała, że zawsze jej słucha, kiedy go odwiedza. Znów
przeniosła wzrok na jego podobiznę, odtworzyła jego twarz w pamięci, barwę
głosu, szczery uśmiech. Z tym uśmiechem na ustach zakładał na jej głowę kask
uważnie go zapinając. Pamiętała, w jak wielkim była szoku, że odstępuje jej
swój ulubiony. Szybko wytłumaczył jej, że w drugim zepsuł się zamek i nie można
go do końca dopiąć. Rzuciła kilka słów protestu, ale on zamknął jej usta
pocałunkiem i wspomniał, że musi dbać o narzeczoną. Tak od dwóch i dokładnie
pół tygodnia na jej palcu lśnił pierścionek zaręczynowy. Dlaczego tak się
spieszyli? Ona od dłuższego czasu odkładała pieniądze, on uskładał sporą sumę
pracując w jednym z warsztatów. Po co to wszystko? Przez to, że chciał ją w
końcu wiedzieć szczęśliwą. Ona nie dawała sobie rady z nauką, atmosfera w domu
stawała się coraz bardziej napięta, a Nina załamana. W końcu oboje zaplanowali
sobie wspólną przyszłość. Zaręczyli się, a niedługo później znaleźli
odpowiednią kawalerkę, w której mogliby zamieszkać. Tydzień wcześniej
zielonooka rzuciła obecną szkołę i jakimś cudem, pewnie za sprawą prawdziwego
talentu, dostała pracę na okres próbny w jednym z salonów fryzjerskich.
Oczywiście, żadne z rodziców nic o tym nie wiedziało, a oni pod pretekstem
kolejnej przejażdżki mieli dzisiaj odebrać klucze od nowego mieszkania. Nina z
nieukrytą ekscytacją przyległa do pleców ukochanego. Kiedy mknęli ulicami
przedmieścia czuła, że właśnie teraz zabiera ją w to „lepsze miejsce, gdzie
będą szczęśliwi”. Nie zauważyła nawet jak czarne BMW z piskiem opon zajeżdża im
drogę. A potem… Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Jarek usilnie wciskający hamulec i siłujący
się z kierownicą, jej głuchy krzyk, który niósł się za nimi, jego ostatnie
spojrzenie posłane w jej kierunku, pełne bólu i troski. Straszliwy huk i
poczucie bezwładności, bezpieczeństwa. Czuła się jakby dobrze spała. Nie mogła
się ruszyć, mimo wszystko była świadoma. Zastanawiała się, czy tak właśnie
wygląda śmierć. Jeśli tak, była naprawdę miłą formą, z którą wolałaby zostać. Z
każdą chwilą jej zmysły wyłączały się jeden po drugim, coraz mniej myślała,
coraz mniej czuła. Nie miała ochoty walczyć, nie widziała sensu, jakaś część
mówiła jej, że już nie ma, dla kogo. Coraz bardziej zatracała się w ciemnej
otchłani.
- Nina… - Głos matki przerwał błogą ciszę. – Nina błagam
obudź się… - Słyszała płaczliwy głos matki, który odbijał się w jej głowie
niczym echo.
- Mamo wszystko w porządku. – Chciała powiedzieć, ale żaden
dźwięk nie wydobył się z jej gardła, a suche wargi nawet się nie poruszyły.
- Błagam cię nie ty… - Nagle jej ręka stała się naprawdę
ciężka. Jakby ktoś z całej siły ściągał ją w dół.
- Mamo puść… Proszę… - Przeleciało przez jej głowę. Znowu
jej ciało nie zareagowało. Mruknęła niezadowolona. Dłoń nadal jej ciążyła, nie
słyszała już nic. Tylko szloch matki. Nie mogła jej tego zrobić. Czuła się
winna całej sytuacji, w której ta biedna kobieta się znalazła. Chciała wstać,
przytulić ją. Pozostanie w tym niebycie nie wchodziło w grę, wciąż czuła, każda
część jej ciała krzyczała, aby wrócić. Mogła to zrobić. Nie widziała jak.
Próbowała poruszyć ręką, była ona jedyną kończyną, którą nadal czuła. Nic.
Jeszcze raz. Znów bez rezultatu. Wściekła całą swoją uwagę skupiła na jednym
palcu i… Drgnął… Jeszcze raz. I tym razem mogła poruszać już trzema.
- Nina..? – Usłyszała zdziwiony głos kobiety. – Kochanie
słyszysz mnie..? – Powiedziała to nieco głośniej.
- Tak mamo! Słyszę cię! Wracam! – Chciała krzyknąć, tak jak
się spodziewała nie dało to żadnego efektu. Mimo to odzyskała władzę nad
dłonią, która coraz bardziej ściągała ją ku dołowi, a ona coraz bardziej
odzyskiwała świadomość. W pewnym momencie nie czuła już ciężaru, ale dotyk
matki. To zaważyło na wszystkim. Niepewnie ścisnęła jej dłoń i nagle coś w niej
pękło. Niewidzialna bariera, która ją podtrzymywała. Zaczęła gwałtownie spadać,
szamoczą się na wszystkie strony i… Biel… Nagła, oślepiająca biel. – Nie żyję…
- Stwierdziła gorzko, ale jej usta poruszyły się, a z gardła wydobył się słaby
głos. Oślepiająca jasność przestała być już tak bolesna, otworzyła szerzej
oczy. Obok niej siedziała zapłakana matka, usilnie trzymając ją za rękę. Na
krześle pod ścianą siedział Arek z podpuchniętymi oczami, a nad nią pochylał
się młody lekarz w białym uniformie.
- Mamy ją! – Oznajmił radośnie.
Otrząsnęła się nagle wyrywając z zamyślenia. Przez ten cały
czas tempo wpatrywała się w grób. Spojrzała na zegarek przesiedziała tu
przeszło godzinę. Nawet nie wiedziała, kiedy ten czas minął. Wcześniej miała
ochotę odwiedzić jeszcze rodziców, ale z każdą chwilą chęci opuszczały ja coraz
bardziej. Chciała po prostu wrócić do domu. – To do zobaczenia. – Uśmiechnęła
się lekko i podniosła z ławki. Najbliższy autobus miała za 15 minut. Wyszła z
cmentarza. Wpadła do pierwszego lepszego sklepu, kupując swój standardowy
zestaw antydepresyjny i ruszyła w kierunku przystanku.
Ulica 3 maja
Kiedy Majka
wieczorem wróciła do mieszkania, nie wierzyła własnym zmysłom. W całym domu
śmierdziało dymem. Pierwsza myśl, jaka przebiegła przez jej głowę to kolejne
spalone danie przez jej zapominalską współlokatorkę. Jednak uświadomiła sobie,
że to dym papierosowy. Szybko przebiegła wzrokiem po wieszaku. Nie było na nim
żadnych kurtek, czy płaszczy. Co oznaczało, że nie mają żadnego towarzystwa.
Wściekła ruszyła pewnym krokiem przez salon, gdzie zauważyła otwarte drzwi
balkonowe. Po cichu wysunęła głowę na zewnątrz. Nina siedziała na krześle opierając
nogi o balustradę. W dłoni trzymała żarzący się jeszcze papieros.
- Przecież ona nie pali… - Przeleciało przez jej głowę i w
tym momencie zapaliło się w niej czerwone światełko. Szybko przypomniała sobie
jej słowa. – „Pale… Jeśli jest naprawdę ze źle.” Wyszła na balkon.
- Nina? Co się stało? – Powiedziała cicho. Szatynka nie
zwróciła na nią uwagi. Zaciągnęła się po raz kolejny.
- Jarek… - Mruknęła i wypuściła dym. Majka przeżyła
oświecenie. Nie wierzyła, że o tym zapomniała. Co roku wyciągała Ninę z dołka,
ale… Teraz jakoś to jej umknęło. – Już wszystko w porządku. Jutro będzie
lepiej. – Odpowiedziała szatynka dogasając papierosa w popielniczce. Minęła ją
i przeszła do salonu.
- Przepraszam. Byłam naprawdę zapracowana. – Zaczęła się
tłumaczyć niebieskooka.
- Nie szkodzi. – Przyjaciółka przytuliła się do niej. Gdy
nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę. Ty się trochę ogarnij i uchyl okna, bo tu
dzisiaj nie wytrzymam. – Uśmiechnęła się lekko Majka. Twarz Niny rozjaśniła się
lekko, co było dobrym znakiem. Blondynka przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
Przed nią stał siatkarz Skry. – Yyy… Słucham... – Mruknęła tłumiąc zdziwienie.
- Firma kurierska Kacper Piechocki i spółka z pilną
przesyłką do pani Niny. – Ukłonił się teatralnie odgrywając swoją rolę z
charakterystycznym szerokim uśmiechem.
- Tak wejdź… - Zaprosiła go do środka. W dłoniach trzymał
sporej wielkości kosz przykryty serwetką. – Nina! – Krzyknęła.
- Idę! – Odpowiedziała jej i pojawiła się w salonie. – Co
jest? – Rzuciła pytanie w kierunku Piecha. Często bywała w Energii na ich
treningach w sezonie, przez co z zespołem wiązały ja raczej koleżeńskie
relacje.
- To od Karola. -
Postawił na ziemi koszyk. – Ponoć nie za dobrze się trzymasz… - Spojrzał
na nią, przytakując sobie po cichu. – Rzucił pomysłem, wybrał prezent, ja robię
tu tylko za kuriera. – Znów się uśmiechnął.
- Co to? – Spytała podejrzliwie. Znała Karola, miał wiele
genialnych pomysłów. Ściągnęła serwetkę, chwilę później z kosza wychylił się
malutki łepek. Był to szczeniak. – Labrador… - Powiedziała zachwycona. – Jejku!
Jest śliczny! – Wzięła go na ręce i przytuliła mocno. – Majka zobacz, jaki
słodziak! – Wstała i podeszła bliżej niej.
- Taaa… - Burknęła blondynka. Nie przepadała za zwierzętami.
- Miał rację. O wiele ładniej ci z uśmiechem. – Rzucił
komplementem Piechu.
- Dziękuję! Dziękuję! – Podbiegła do niego i go przytuliła.
- Nie mi… Dziękuj Wąskiemi. – Poczochrał jasną sierść
pieska. – Ja będę uciekał. Późno już. – Ruszył w kierunku drzwi. – A i jeszcze
jedno… Jak go nazwiesz? – Zapytał.
- Yyy… Niko! – Zawołała zielonooka.
- Skąd taki pomysł. – Prychnął z uśmiechem. – Kacper było by
ładniejsze. – Kiwnął głową i wyszedł.
- Ale ty nie jesteś Kacper tylko Nikoś, nie? – Mówiła
słodkim głosem Nina i cmoknęła szczeniaka w czubek nosa.
- No super… - Rzuciła niezadowolona Majak. W tym mieszkaniu
brakowało im tylko zwierzaka, który będzie robił bałagan i wszędzie rozsiewał
swoją sierść. – Po prostu super…
Hej! Tylko nie bijcie! Miałam jakiś zastój... Jak nigdy, w sensie jak zawsze, kiedy mam zabrać się za rozdział to jest mi ciężko. Ale teraz. Ani mózg, ani ciało nie chciały współpracować. To chyba przez tę szkołę, wysysa ze mnie wszystkie soki. :P Zostało mi tylko przeprosić i życzyć na przekór miłej i dłuuugiej, chyba najdłuższej lektury. :) Dużo razy poruszałyśmy wątek wypadku, w końcu pasowało go przedstawić. Rozdział zupełnie w stylu jesiennym, depresyjny i głęboki... Jakoś tak ostatnio wygląda mój styl pisania... Zmieniam się. Heh... No to tak. Zapraszamy już na najbliższy weekend. Rekompensata... Więcej Majki. Takie to biedactwo poszkodowane w tej notce. :)
A teraz oyasuminasai i trzymamy kciuki za Puchar Świata w Japonii... :D
A teraz oyasuminasai i trzymamy kciuki za Puchar Świata w Japonii... :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz