Poniedziałek
Jak nigdy Ewa zaczęła swój dzień nadzwyczaj
spokojnie. Zajrzała do pokoju dzieci, oba spały w najlepsze, co nie było w ich
stylu. Westchnęła. Tego jej było trzeba. Chwili odpoczynku od tej całej
bieganiny i hałasu. Weszła do kuchni i zalała torebkę herbaty wrzątkiem.
Kochała ten napój. Całe życie twierdziła, że kawa to truciciel. Oparła łokcie o
stół i przewróciła na kolejną stronę „Pani Domu”. Jej uwagę przykuła jedna z
sukienek, prezentowana w dziale „moda”, jako fragment nowej kolekcji jednego ze
sławnych projektantów. Była śliczna. Delikatna, prosta, kobieca. W kolorze
miodu, z długim rękawem. Westchnęła. W życiu nie będzie ją na nią stać. Prawda
była naprawdę gorzka. Zrezygnowana przewróciła kolejną kartkę dalej i zaczęła
czytać porady, co do nowej wyprawki do szkoły dla dzieci. W pewnym momencie
litery zaczęły zlewać się w całość i rozmazywać. Przetarła zaspane oczy. Od
dziecka miała świetny wzrok. Zamrugała kilka razy, nadal lekko kręciło jej się
w głowie. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Już, już! – Powiedziała spokojnie i ruszyła w kierunku
korytarza. – Tak? – Sapnęła widząc sąsiadkę z naprzeciwka.
- Tak sobie pomyślałam… Może by pani mogła pożyczyć mi z
szklaneczkę cukru… Piekę ciasteczka, wnuki mają mnie odwiedzić… Co pani na to?
Pani Ewo… Pani Ewo! – Zawołała starsza kobieta obserwując jak brunetka bezwładnie
osuwa się po ścianie i ląduje na podłodze.
Ulica 1 maja
- Hej wytrzeszczu! – Zawołała Nina wchodząc do kuchni i
porywając kanapkę z talerza Majki. Od pół godziny powinna być już w pracy, ale
jak zawsze, dopiero wywlekła się z łóżka. Była typowym nocnym Markiem i
śpiochem. Potrafiła siedzieć całą noc oglądając ulubiony serial, czy
przeglądając stare zdjęcia. Jednak, kiedy tylko zaczynało świtać, zielonooka
uznawała, że najwyższy czas kłaść się spać. Niewymagającym rodzicom, zajętymi
swoimi sprawami, nigdy nie udało im się wpoić jej zasady samodyscypliny.
Momentami zachowywała się jak pięcioletnia dziewczynka, której wszystko wolno.
- Hej wiedźmo! – Odpowiedziała zgryźliwie niebieskooka.
Spojrzała na zegarek. – Ja już wychodzę, a ty jak mniemam znowu się spóźnisz. –
Dodała oficjalnym tonem. Szatynka wygodnie usadowiła się na blacie z kubkiem
kawy w ręku.
- Tak to jest być szefem. – Wystawiła język w jej stronę. –
Miłego dnia pani dyrektor! – Krzyknęła, kiedy Majka opuszczała mieszkanie.
FOLK DESIGN
- Ile tego może jeszcze być? – Jęczała niezadowolona dyrektorka
składając podpis na kolejnej kartce.
- Już nie dużo. Został tylko formularz z nową kolekcją,
trzeba go rozreklamować i… Spotkanie z panem prezesem. – Dyktowała Katarzyna,
uważnie studiując notes. Majka tylko teatralnie przewróciła oczami i rozmasowała
zdrętwiałą dłoń, kiedy usłyszała dźwięk swojego dzwonka. Nerwowo złapała za
telefon.
- Halo? – Spytała spokojnie.
- Majka… Mam do ciebie prośbę. – Usłyszała słaby głos
kuzynki.
- Ewa! Coś się stało? – Dodała podenerwowana.
- Nic ważnego… Jestem w szpitalu, tylko nie panikuj.
Zemdlałam. Mam jakieś niedobory… Sama nawet nie wiem, czego. – Kontynuowała.
- Czy to coś poważnego? – Dziewczyna nie mogła wysiedzieć za
biurkiem.
- Nie, nie… Tylko… Zaopiekowałabyś się dziećmi? Do czasu, aż
mnie wypuszczą. Wiem, że proszę o wiele…
- Nie przesadzaj! – Przerwała jej wywód. – Gdzie są teraz?
- U mojej sąsiadki Basi. Mieszka naprzeciwko. – Powiedziała
niepewnie.
- Ok! O nic się nie martw! – Zawołała entuzjastycznie. – I
zdrowiej szybko! Pa! – Skończyła rozmowę i zaczęła pakować swoje rzeczy do
torebki.
- Gdzie pani wychodzi? – Wtrąciła grzecznie Kasia.
- Po dzieci. – Niebieskooka nie owijała żadnej sprawy w
bawełnę.
- A co z panem prezesem..? – Wyszeptała pomocnica.
-Szlak! Zapomniałam! – Zrezygnowana opadła na fotel i
zaczęła intensywnie myśleć. Nerwowo postukała paznokciem w biurko. – Wiem! – Oznajmiła zadowolona i znów zaczęła
kopać w torebce, szybko wyjęła z niej telefon i wybrała numer, który był na
szczycie listy. Jeden sygnał, dwa, trzy, cztery, pięć… Zaczęła liczyć impulsy.
- Salon fryzjerski słucham? – W końcu usłyszała głos
przyjaciółki.
- Nino! Ninunio! Ninuniu! Wiesz jak cię kocham..! –
Szczebiotała.
- Czego chcesz? – Spytała znając jej intencje.
- Pewnie nie masz za ciekawego zajęcia, a jesteś taka
wspaniała i w ogóle. I potrzebuje takiego superbohatera jak ty… - Słodziła
dalej.
- Tak, może jeszcze wręczysz mi order szczęścia? – Dodała
sarkastycznie Nina.
- Trzeba odebrać dzieci Ewy od sąsiadki Basi. A ja jestem
tak baaaardzo zajęta. – Mówiła jak do małego bobasa.
- Jak ja niby mam to zrobić, pracuje…
- To już twój problem, kocham cię pa! – Szybko wcisnęła
czerwoną słuchawkę, wiedziała, że cel został osiągnięty.
- Dzień dobry ja po odbiór przesyłki! – Szatynka
wyszczerzyła się do emerytki.
- Yyy… Przesyłki? – Zmarszczyła brwi.
- Dzieci… - Nina klepnęła się w czoło.
- Trzeba było mówić tak od razu. Marysia! Mateusz! –
Klasnęła w dłonie. Wesoła gromadka wpadła do przedsionka, robiąc przy tym sporo
hałasu. – Ciocia po was.
- Jaka ciocia! To Nina. –Wzburzył się chłopiec.
- Ale jak czegoś potrzebujesz to ciocia. – Zielonooka
wystawiła język w jego kierunku i wzięła za rękę Marysię. – Dziękuję, że się
pani nimi zajęła. – Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku windy.
Mazury
- Ej Karol! Założę się, że nie podniesiesz tego. –
Powiedział zawadiacko Piechocki wskazując na ciężar.
- Że niby ja nie podniosę!? – Wyszczerzył się teatralnie
Kłos i po chwili skupienia wykonał zadanie. – Wygrałem! Należy mi się nagroda.
- Jaka znowu nagroda!? – Oburzył się Kacper.
- Założyłeś się. Musisz dać mi jakąś nagrodę. – Wąski dumnie
zaplótł ręce na piersi.
- Oh Wielki Karolu! W nagrodę możesz otrzymać siarczystego
całusa, od samego libero grupy juniorów! Co ty na to!? – Zaczął pajacować
Piechu.
- To jednak podziękuję! Homo nie wiadomo… - Wyszczerzył się
zielonooki. Od kilku dni trenowali w kadrze juniorów. Sam nie wiedział, jakim
cudem właściwie znalazł się tutaj, ale to była świetna okazja do przywrócenia
kontuzjowanego kolana do normy. Zaklaskał w dłonie. – Ej Piechu!
- Co? – Odpowiedział mu niechętnie, udając obrażonego.
- Założę się, że tego na bank nie podniesiesz. – Powiedział
śmiejąc się sam do siebie.
Ulica 1 maja
- Jestem głodna! Chcę obiad! – Zawołała Marysia siadając na
sofie, Nina właśnie sprzątała karty, po zaciętej grze w „wojnę”, którą oczywiście
przegrała, z powodu paktu dwóch małych oszustów.
- Poczekajmy za Majką, a później zamówimy pizze. –
Stwierdziła szybko.
- Pizze!? – Dzieci wydały z siebie jęk niezadowolenia.
- Ale ciociuuu… - Zaczął słodko Mateusz, widać było, że jest
w rodzinie z panną Ludwiczak. – Nikt w Bełchatowie nie robi pyszniejszych
naleśników niż ty.
- Tak, tak! Nawet w restauracjach mają gorsze! – Poparła
brata Marysia.
- Ok… Niech wam będzie. – Dodała zrezygnowana pani domu.
- Co tu tak ładnie
pachnie!? – Zawołała zachwycona Majka wchodząc do mieszkania i pociągając
nosem. Idąc za słodkim zapachem dotarła do kuchni.
- Kończymy kolację. – Oznajmił Mateusz, oblizując palce
upaprane dżemem.
- Jak zawsze spóźniona… - Jęknęła niezadowolona i z nadzieją
spojrzała na Ninę.
- Tobie też coś zostało. – Powiedziała szatynka z szatańskim
uśmiechem i patrzyła jak niebieskooka wyciąga dłonie w kierunku talerza. – Ale…
- Gwałtownie cofnęła rękę. – Zmywasz przez cały tydzień. – Wyszczerzyła się tryumfalnie.
- Dobra! Zrobię, co chcesz! Tylko dawaj to! – Krzyknęła i
łapczywie wpakowała kawałek naleśnika do ust. Smakował jak każda potrawa
przygotowana przez jej współlokatorkę, niebiańsko. Wiedziała, że to danie warte
było tak dużego poświęcenia.
- To miłego zmywania. – Mruknęła zadowolona, zostawiając
przyjaciółkę ze stertą brudnych naczyń.
- Auć! Za co to!? – Nina oberwała prosto w twarz poduszką.
- Zemsta moja droga. – Zachichotała panna Ludwiczak.
- Wojna na poduszki!!! – Zawołały jednocześnie dzieciaki. I
tak mieszkanie zostało podzielone na dwa obozy. Majka i Mateusz, kryli się za
fotelem, a Nina i Marysia układały barykadę z kwadratowych puf. Wojna trwała
około godziny, amunicją było wszystko, co pluszowe i nadające się do rzucenia.
Każdy dostał dostał, chociaż kilka razy po głowie i padał na ziemię, teatralnie
umierając i wracając do życia. W końcu zmęczony Mateuszek zasnął skulony, Majka
została sama na linii frontu. Westchnęła.
- Nina! Straciłam człowieka! – Zawołała uśmiechnięta.
- Mój snajper też ledwo się trzyma! – Odpowiedziała jej
współlokatorka.
- Rozejm! – Krzyknęły równocześnie i wyszły z ukrycia.
- Ale syf… - Wysyczała Nina rozglądając się po pobojowisku.
-Najpierw połóżmy dzieci spać. Później to ogarniemy. –
Stwierdziła blondynka i trąciła lekko chłopca, który uchylił powieki.
Wtorek
- Majka! Co robimy z dzieciakami!? – Krzyknęła zaspana
zielonooka wychodząc z sypialni, jak zawsze spóźniona do pracy.
- Nie wiem! To już twój problem! – Odpowiedziała jej Majka,
chwytając po drodze jabłko i szybko opuściła mieszkanie.
- Kiedyś… Zabije normalnie… - Wysyczała Nina.
- Ciociu! – Usłyszała za sobą. – Co dzisiaj robimy?
Salon fryzjerski
- Jak to mam się nimi zająć!? – Jęczał niezadowolony
Stempel.
- Nie wiem jak. Masz się jakoś z nimi pobawić. – Fuchnęła
Nina. - Włącz mózg! Ciociu Stempel. – Wytknęła język w jego stronę.
- Ej! Tylko nie ciociu… - Napuszył się fryzjer.
- Może po prostu zapytaj się, w co chcą się pobawić. –
Stwierdziła szefowa popijając ulubioną late.
- To już lepszy pomysł. – Odpowiedział. – To, w co się
bawimy!? – Zawołał do dzieciaków, które biegały po całym zakładzie. Kręcąc się
na krzesłach, włączając suszarki i rzucając w siebie świeżo zakupionymi przez
Ninę grzebieniami.
- W Transformers! – Zawołał głośno Mateusz. Nina świetnie
bawiła się obserwując ten cały kabaret. Nie miała zbyt wielu klientów, więc
taka rozrywka byłą jak najbardziej wskazana. – No Stempel zmieniaj się, w
autobota! – Rozkazał mu chłopiec.
- Może pobawmy się w coś innego? – Wyszeptał zmęczony.
- To może w Powerrangers! – Krzyknęła Maryśka i chwyciła
szczotkę. Jej brat chwycił dwie szczotki, uznając, że nadają się świetnie na
broń. – Giń potworze! Powerrangers! Aktywacja! – Oboje przyjęli bojowe pozy.
- Aniołki? Nieprawdaż? – Powiedziała Nina obsługując jedną z
klientek.
- Jak najbardziej! Potrzebne są nam żywiołowe dzieci. A nie
tylko te, co siedzą w tych Internetach. Nawet nosa nie wystawią zza drzwi, bo
tylko ten komputer i komputer… – Prawiła wykład starsza pani.
- Też tak uważam. Prawda Stempel!? – Powiedziała to głośniej,
aby chłopak mógł ją usłyszeć.
- Oczywiście. – Powiedział zrezygnowany, kiedy dzieciaki
farbowały mu włosy szamponetkami przeznaczonymi do wyrzucenia.
- Będziesz moim Kucykiem Pony. – Powiedziała szczęśliwa
dziewczynka, wybierając kolejny kolor z pudełka.
FOLK DESIGN
Majka siedziała w
ciasnym biurze, myśląc o tym, jak dobrze bawiła się w towarzystwie Marysi i
Mateusza. W tym momencie bolesna myśl przeszyła jej głowę i mimowolnie
spojrzała na swój brzuch. Przez to wszystko zapomniała o tym, że sama jest w
ciąży. Ona matką, przez chwilę wyobraziła sobie samą siebie, z maluszkiem na
rękach i Michałem u boku. Tak cholernie za nim tęskniła, ale duma nie pozwalała
jej przyznać się do błędu. Przecież ona nigdy się nie myliła. To dziecko było
błędem. Przekreśliła tę ciążę już dawno temu. Krótki czas dzielił ją od daty
wykonania aborcji, jednak… Ta myśl coraz bardziej ją przerażała. Wahała się? -
Nie! Nie! Nie! – Mamrotała. Dziecko… Jej dziecko. Maluszek, którego mogłaby
wychowywać wraz z Michałem. Byli by szczęśliwi, staliby się nawet rodziną. –
Może… - Czuła jak zaczyna się pocić. Czule pogłaskała dłonią brzuch. – Majka,
co ty odpieprzasz!? – Prowadziła dalej swój monolog. Gwałtownie wstała od
biurka i zaczęła nerwowo chodzić gabinecie. – Nie chcę go… Chcę… - Szeptała. –
Nie wiem! – Zawołała na cały głos. Zaczęła się zastanawiać, od kiedy zaczęła
mieć wątpliwości. – Nie nadajesz się na matkę. – Powiedziała ostro do swojego
odbicia w oknie. – A skąd to możesz wiedzieć? – Odpowiedziała zadziornie.
Zakręciło jej się w głowie, musiała oprzeć się o regał stojący obok.
- Wszystko w porządku!? – Zawołała spanikowana Katarzyna
wpadając do środka.
- Tak! Zdecydowałam! – Krzyknęła na cały głos szefowa i
biegiem ruszyła w kierunku wyjścia.
W tym samym czasie
Michał po raz setny zmieniał miejsce. Sam nie wiedział, co z
sobą zrobić. Miał wolne. Jego życie było tak uzależnione od siatkówki, ze w
pewnym momencie uświadomił sobie, ze bez niej nie miałoby ono sensu. Mimo
wszystko brakowało mu czegoś jeszcze. Nie czegoś, kogoś… Nadal nie mógł
podnieść się po rozstaniu z Majką. Karol był na Mazurach i nie miał się nawet,
komu wyżalić. A sam nadal nie wiedział, co myśleć. Nie mógł jej tego wybaczyć.
Wiedział, że oboje będą tego żałować. Zrobiłby wszystko, aby je ratować. Oparł
głowę na łokciach. Dlaczego życie musiało być takie okrutne? Dlaczego kobieta,
którą kochał i chciał spędzić z nią resztę życia, okazała się bezdusznym
potworem gotowym dla swojej kariery poświęcić wszystko? Przeklął pod nosem. –
Tak jesteś słaby. Nie potrafisz obronić nawet własnego dziecka… - Wymamrotał z
przekąsem i zrezygnowany padł na sofę. Zaczął wpatrywać się w biały sufit. Do
dziś idealnie pamiętał moment, w którym urodził się Olek. Był daleko od domu.
To niedowierzanie, ta radość… To poczucie, że ma się, dla kogo żyć. W tamtej
chwili miał ochotę rzucić wszystko, by znaleźć się tylko przy żonie i synku. Znów
chciał to przeżyć. Znów trzymać w trzęsących się ramionach nowo narodzonego maluszka.
Kochał dzieci. Bardzo zależało mu na rodzinie. Uśmiechnął się sam do siebie.
Taki paradoks. On, pan rodzinny, po rozwodzie i z dzieckiem stojącym w kolejce
do gabinetu, w którym wykonuje się aborcje. Zakrył dłońmi twarz, to naprawdę
zaczęło go wykańczać.
Salon fryzjerski
- Nina masz czas!? – Majka niczym burza wpadła do zakładu.
- Cześć ciociu. – Powiedział uśmiechnięty Mateusz, wcinając
drożdżówkę z czekoladą.
- Nina! – Ponagliła przyjaciółkę.
- Liczę rachunki. – Odpowiedziała jej nie wytykając nosa zza
notes.
- To coś bardzo ważnego. – Blondynka nie mogła ustać na
miejscu. Zielonooka charakterystycznie poruszyła brwią, co oznaczało, że jest
czymś zainteresowana.
- O co chodzi? – Zapytała w końcu uraczając ją częścią swej
uwagi.
- Wolałabym wyjść na zewnątrz. – Spojrzała na dzieci
siedzące obok.
- Ok… - Fryzjerka wstała zza biurka. – O co chodzi? –
Spytała z małym zainteresowaniem i usadziła się na brzegu olbrzymiej donicy, w
której rosły kwiaty.
- Odwołałam zabieg… - Wyszeptała. – Urodzę… - Więcej nie
była w stanie powiedzieć.
- Naprawdę? – Informacja z czasem dotarła do szatynki. – To
cudownie! Wiedziałam, że można na ciebie liczyć, że nie jesteś aż tak zła! –
Cieszyła się jak małe dziecko i porwała przyjaciółkę w ramiona. Stały tak kilka
minut, kiedy szatynka przeżyła olśnienie. – A Michał wie o tym? – Zlustrowała ją
od stóp do głowy. Majka spuściła wzrok. Nie musiała odpowiadać. – Jeszcze mu
nie powiedziałaś! Już! Wynocha do niego! Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale
nie wpuszczę cię do mieszkania, dopóki nie dostanę potwierdzenia od Miśka, że
się pogodziliście! Jasne? A teraz na przód marsz! – Sprzedała jej kopniaka na
szczęście i zostawiła samą na chodniku.
Ulica Roweckiego
Majka szła przez
Bełchatów pociągając nogami. Wcale jej się nie spieszyło. Jak mogła go
spotkać? Jak miała mu spojrzeć w oczy po
tym wszystkim? Wiedziała. Nadal ją kochał. Sobie wmawiała, że to była kolejna
pomyłka. Kłamała. Tak strasznie za nim tęskniła. Zamarła, kiedy stanęła przed
jego domem. Niepewnie wcisnęła przycisk dzwonka. Po krótkiej chwili, ktoś
wyjrzał zza drzwi. Dziewczyna widziała jak jego oczy robią się wielkości
pięciozłotówek. Winiarski przez dłuższą chwilę mocował się z zamkiem w furtce,
by w końcu stanęli twarzą w twarz. Milczeli, nie wiedziała, co mu powiedzieć.
Przeprosić? Oskarżyć o zerwanie, czy z cukierkową miną przekazać dobrą nowinę.
- Michał… - Wyszeptała.
- Tak? – Odpowiedział równie cicho. Wiedział, że nie powinni
tak stać na środku chodnika. Każdy mógł ich zobaczyć i usłyszeć. Mimo wszytko
nie potrafił się ruszyć. Patrzył na nią. Czuł, że coś jest nie tak. Stała przed
nim… Cała roztrzęsiona, zdenerwowana, wzięła kolejny głęboki wdech.
- Chciałam tylko żebyś coś wiedział… - Kontynuowała
niepewnie.
- Ja też cię kocham. – Uprzedził ją Michał i przyciągnął do
siebie.
- Nie o to chodzi. – Mruknęła śmiejąc się pod nosem.
Obdarzył ją zdziwionym spojrzeniem. – Będziesz ojcem. – W tym momencie poczuła,
jak jego ramiona jeszcze mocniej przyciskają ją do siebie. – Nie potrafię z
niego zrezygnować.
- Wiedziałem! Kocham cię wiesz?! – Zawołał na cały głos,
śmiejąc się głośno. Tylko na to czekał, był naprawdę szczęśliwy.
Ulica
1 maja
- Hej kocie. – Usłyszała Nina w słuchawce, kiedy przy
czwartym podejściu udało jej się dodzwonić do chłopaka.
- Już myślałam, że umarłeś… Nie dajesz znaku życia od kilku
dni… - Rzuciła sarkazmem.
- Trenuje. Mogłaś zadzwonić. – Zaczął się droczyć Karol.
- Pracuję. – Fuchnęła.
- Więc to twoja wina, przepracowujesz się. – Nadal nie
odpuszczał.
- Zwal wszytko ma mnie! Panie idealny. – Szatynka uniosła
się dumą.
- Tęsknię… - Wyszeptał słodko Kłos.
- Ja też… - Nie potrafiła się na niego gniewać. – Musisz coś
wiedzieć! – Zawołała odnajdując zgubiony wątek.
- Tylko mi nie mów, że jesteś w ciąży. – Pozwolił sobie na
żart.
- Jeszcze nie. – Odpowiedziała uśmiechając się do telefonu.
– Ale zostaniesz wujkiem.
- Majka?
- Aha. – Wyszczerzyła się zadowolona.
- Coś ty jej zrobiła? – Spytał nagle podejrzanie Wąski.
- Czemu zawsze podejrzenia padają na mnie? - Burknęła, chociaż znała odpowiedź. – Tak
szczerze to nie wiem. Może była u jakiegoś wróżbity Macieja czy coś… Albo to
przez ten Vibovit, co jej dosypuje do soku.
- Vibovit!? – Parsknął siatkarz.
- Nie ma lepszych witamin dla dzieci. W dzieciństwie
zjadałam to kilogramami. –Wspominała panna Tul.
- Czyli można dokleić etykietkę „Testowane na zwierzętach”.
– Buchnął śmiechem jej rozmówca.
- Chciej coś kiedyś ode mnie. – Nina znów zadarła nos.
- Oj nie marudź… Mój zwierzaczku. – Powiedział.
- Wiesz, że niedźwiedzie też są zwierzaczkami. – Kontynuowała
urażona.
- Ale ty nie jesteś niedźwiedziem. – Tłumaczył chłopak.
- To się jeszcze okaże… - Burknęła.
- Ewentualnie takim Kubusiem Puchatkiem. – Kojarzył fakty.
- Ooo… Uważasz, że jestem miła i kochana. – Rozczuliła się.
- Raczej niska, z krótkimi nóżkami i lubiąca sobie pojeść. –
Podsumował wszystko Karol.
- Ty to umiesz dowartościować kobietę. – Dodała już lekko
Nina, śmiejąc się z głupoty rozmówcy.
- Karol Kłos, do pani usług! – Krzyknął teatralnie.
Środa
- Mama! – Rozległ się w salonie głośny krzyk Mateusza.
- Jestem! – Odpowiedziała mu brunetka i porwała go w
ramiona.
- Napijesz się czegoś? – Spytała Nina wychodząc z kuchni. –
Może Vibovit? – Spojrzała na Majkę i zaczęła się sama do siebie śmiać, że jej
przyjaciółka nie wykryła jeszcze tego przekrętu.
- Herbatę, mocną, jeśli można. – Odpowiedziała i rozsiadła
się w salonie. – Mam nadzieje, że nie sprawiały zbyt wielkiego kłopotu. –
Spojrzała przepraszająco na Majkę.
- No coś ty! To prawdziwe aniołki. – Zawołała Nina niosąc w
dłoniach trzy parujące kubki. I chichocząc pod nosem. Nadal miała przed oczami
Stempla w różno kolorowych włosach i z miną mówiącą „Błagam ratuj moje włosy!”.
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. – Odwzajemniła uśmiech Ewa
i wzięła łyk gorącej herbaty.
- Lepiej opowiadaj, co z tobą? – Ponagliła ją kuzynka.
- Mówiłam, brakuje mi jakichś witamin. Przez dwa miesiące mam
brać tabletki i wszystko ma wrócić do normy. – Odpowiedziała bez przekonania.
-Wiedziałam! A jednak Vibovit… - Ciągnęła dalej swoje Nina.
- Mamo a odwiedzimy jeszcze kiedyś ciocię? – Słodziła
Marysia.
- Oczywiście kochanie. – Pogłaskała córkę po główce.
- Tak! Do cioci Niny na naleśniki. – Krzyknął na cały głos
chłopiec.
- I do wujka Stempla! – Odpowiedziała mu siostra.
Ruda ~`Hej! Kociaki? Dawno tego nie było. Na wstępie należy mi się solidny wpieprz za tak długie leniuchowanie. Aleeee... Mamy wakacje! Każdemu należy się trochę wolnego, a dla mnie było to wskazane, ludzie dziwni, gdy jest gorąco stają się jeszcze dziwniejsi, a to może być niebezpieczne dla środowiska.:P No i wiadomo... Wakacje... Cudowne kolonie na nadbałtyckiej plaży. Uwierzcie! Morze jest takie piękne kiedy pada... Taki sarkazm. :D A tak z drugiej strony, to wracamy, spinamy dupery i działamy! :D
PS. Jesteście cudowni! :* Blog żył przez tak długi czas, mimo że nas nie było.
Zośka ~`Witajcie kochani! ;* Jak dotąd była do nasza najdłuższa przerwa, mamy głęboką nadzieję, że się wszyscy odliczycie, a nawet, że Was przybędzie! Czytajcie, polecajcie, komentujcie, do pracy motywujcie! :D Pozderki^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz