czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział XXIV






   Poniedziałek

    Jak nigdy Ewa zaczęła swój dzień nadzwyczaj spokojnie. Zajrzała do pokoju dzieci, oba spały w najlepsze, co nie było w ich stylu. Westchnęła. Tego jej było trzeba. Chwili odpoczynku od tej całej bieganiny i hałasu. Weszła do kuchni i zalała torebkę herbaty wrzątkiem. Kochała ten napój. Całe życie twierdziła, że kawa to truciciel. Oparła łokcie o stół i przewróciła na kolejną stronę „Pani Domu”. Jej uwagę przykuła jedna z sukienek, prezentowana w dziale „moda”, jako fragment nowej kolekcji jednego ze sławnych projektantów. Była śliczna. Delikatna, prosta, kobieca. W kolorze miodu, z długim rękawem. Westchnęła. W życiu nie będzie ją na nią stać. Prawda była naprawdę gorzka. Zrezygnowana przewróciła kolejną kartkę dalej i zaczęła czytać porady, co do nowej wyprawki do szkoły dla dzieci. W pewnym momencie litery zaczęły zlewać się w całość i rozmazywać. Przetarła zaspane oczy. Od dziecka miała świetny wzrok. Zamrugała kilka razy, nadal lekko kręciło jej się w głowie. Usłyszała pukanie do drzwi.

- Już, już! – Powiedziała spokojnie i ruszyła w kierunku korytarza. – Tak? – Sapnęła widząc sąsiadkę z naprzeciwka.

- Tak sobie pomyślałam… Może by pani mogła pożyczyć mi z szklaneczkę cukru… Piekę ciasteczka, wnuki mają mnie odwiedzić… Co pani na to? Pani Ewo… Pani Ewo! – Zawołała starsza kobieta obserwując jak brunetka bezwładnie osuwa się po ścianie i ląduje na podłodze.



   Ulica 1 maja

- Hej wytrzeszczu! – Zawołała Nina wchodząc do kuchni i porywając kanapkę z talerza Majki. Od pół godziny powinna być już w pracy, ale jak zawsze, dopiero wywlekła się z łóżka. Była typowym nocnym Markiem i śpiochem. Potrafiła siedzieć całą noc oglądając ulubiony serial, czy przeglądając stare zdjęcia. Jednak, kiedy tylko zaczynało świtać, zielonooka uznawała, że najwyższy czas kłaść się spać. Niewymagającym rodzicom, zajętymi swoimi sprawami, nigdy nie udało im się wpoić jej zasady samodyscypliny. Momentami zachowywała się jak pięcioletnia dziewczynka, której wszystko wolno.

- Hej wiedźmo! – Odpowiedziała zgryźliwie niebieskooka. Spojrzała na zegarek. – Ja już wychodzę, a ty jak mniemam znowu się spóźnisz. – Dodała oficjalnym tonem. Szatynka wygodnie usadowiła się na blacie z kubkiem kawy w ręku.

- Tak to jest być szefem. – Wystawiła język w jej stronę. – Miłego dnia pani dyrektor! – Krzyknęła, kiedy Majka opuszczała mieszkanie.



FOLK DESIGN

- Ile tego może jeszcze być? – Jęczała niezadowolona dyrektorka składając podpis na kolejnej kartce.

- Już nie dużo. Został tylko formularz z nową kolekcją, trzeba go rozreklamować i… Spotkanie z panem prezesem. – Dyktowała Katarzyna, uważnie studiując notes. Majka tylko teatralnie przewróciła oczami i rozmasowała zdrętwiałą dłoń, kiedy usłyszała dźwięk swojego dzwonka. Nerwowo złapała za telefon.

- Halo? – Spytała spokojnie.

- Majka… Mam do ciebie prośbę. – Usłyszała słaby głos kuzynki.

- Ewa! Coś się stało? – Dodała podenerwowana.

- Nic ważnego… Jestem w szpitalu, tylko nie panikuj. Zemdlałam. Mam jakieś niedobory… Sama nawet nie wiem, czego. – Kontynuowała.

- Czy to coś poważnego? – Dziewczyna nie mogła wysiedzieć za biurkiem.

- Nie, nie… Tylko… Zaopiekowałabyś się dziećmi? Do czasu, aż mnie wypuszczą. Wiem, że proszę o wiele…

- Nie przesadzaj! – Przerwała jej wywód. – Gdzie są teraz?

- U mojej sąsiadki Basi. Mieszka naprzeciwko. – Powiedziała niepewnie.

- Ok! O nic się nie martw! – Zawołała entuzjastycznie. – I zdrowiej szybko! Pa! – Skończyła rozmowę i zaczęła pakować swoje rzeczy do torebki.

- Gdzie pani wychodzi? – Wtrąciła grzecznie Kasia.

- Po dzieci. – Niebieskooka nie owijała żadnej sprawy w bawełnę.

- A co z panem prezesem..? – Wyszeptała pomocnica.

-Szlak! Zapomniałam! – Zrezygnowana opadła na fotel i zaczęła intensywnie myśleć. Nerwowo postukała paznokciem w biurko.  – Wiem! – Oznajmiła zadowolona i znów zaczęła kopać w torebce, szybko wyjęła z niej telefon i wybrała numer, który był na szczycie listy. Jeden sygnał, dwa, trzy, cztery, pięć… Zaczęła liczyć impulsy.

- Salon fryzjerski słucham? – W końcu usłyszała głos przyjaciółki.

- Nino! Ninunio! Ninuniu! Wiesz jak cię kocham..! – Szczebiotała.

- Czego chcesz? – Spytała znając jej intencje.

- Pewnie nie masz za ciekawego zajęcia, a jesteś taka wspaniała i w ogóle. I potrzebuje takiego superbohatera jak ty… - Słodziła dalej.

- Tak, może jeszcze wręczysz mi order szczęścia? – Dodała sarkastycznie Nina.

- Trzeba odebrać dzieci Ewy od sąsiadki Basi. A ja jestem tak baaaardzo zajęta. – Mówiła jak do małego bobasa.

- Jak ja niby mam to zrobić, pracuje…

- To już twój problem, kocham cię pa! – Szybko wcisnęła czerwoną słuchawkę, wiedziała, że cel został osiągnięty.





- Dzień dobry ja po odbiór przesyłki! – Szatynka wyszczerzyła się do emerytki.

- Yyy… Przesyłki? – Zmarszczyła brwi.

- Dzieci… - Nina klepnęła się w czoło.

- Trzeba było mówić tak od razu. Marysia! Mateusz! – Klasnęła w dłonie. Wesoła gromadka wpadła do przedsionka, robiąc przy tym sporo hałasu. – Ciocia po was.

- Jaka ciocia! To Nina. –Wzburzył się chłopiec.

- Ale jak czegoś potrzebujesz to ciocia. – Zielonooka wystawiła język w jego kierunku i wzięła za rękę Marysię. – Dziękuję, że się pani nimi zajęła. – Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku windy.



   Mazury 

- Ej Karol! Założę się, że nie podniesiesz tego. – Powiedział zawadiacko Piechocki wskazując na ciężar.

- Że niby ja nie podniosę!? – Wyszczerzył się teatralnie Kłos i po chwili skupienia wykonał zadanie. – Wygrałem! Należy mi się nagroda.

- Jaka znowu nagroda!? – Oburzył się Kacper.

- Założyłeś się. Musisz dać mi jakąś nagrodę. – Wąski dumnie zaplótł ręce na piersi.

- Oh Wielki Karolu! W nagrodę możesz otrzymać siarczystego całusa, od samego libero grupy juniorów! Co ty na to!? – Zaczął pajacować Piechu.

- To jednak podziękuję! Homo nie wiadomo… - Wyszczerzył się zielonooki. Od kilku dni trenowali w kadrze juniorów. Sam nie wiedział, jakim cudem właściwie znalazł się tutaj, ale to była świetna okazja do przywrócenia kontuzjowanego kolana do normy. Zaklaskał w dłonie. – Ej Piechu!

- Co? – Odpowiedział mu niechętnie, udając obrażonego.

- Założę się, że tego na bank nie podniesiesz. – Powiedział śmiejąc się sam do siebie.



   Ulica 1 maja

- Jestem głodna! Chcę obiad! – Zawołała Marysia siadając na sofie, Nina właśnie sprzątała karty, po zaciętej grze w „wojnę”, którą oczywiście przegrała, z powodu paktu dwóch małych oszustów.

- Poczekajmy za Majką, a później zamówimy pizze. – Stwierdziła szybko.

- Pizze!? – Dzieci wydały z siebie jęk niezadowolenia.

- Ale ciociuuu… - Zaczął słodko Mateusz, widać było, że jest w rodzinie z panną Ludwiczak. – Nikt w Bełchatowie nie robi pyszniejszych naleśników niż ty.

- Tak, tak! Nawet w restauracjach mają gorsze! – Poparła brata Marysia.

- Ok… Niech wam będzie. – Dodała zrezygnowana pani domu.



   - Co tu tak ładnie pachnie!? – Zawołała zachwycona Majka wchodząc do mieszkania i pociągając nosem. Idąc za słodkim zapachem dotarła do kuchni.

- Kończymy kolację. – Oznajmił Mateusz, oblizując palce upaprane dżemem.

- Jak zawsze spóźniona… - Jęknęła niezadowolona i z nadzieją spojrzała na Ninę.

- Tobie też coś zostało. – Powiedziała szatynka z szatańskim uśmiechem i patrzyła jak niebieskooka wyciąga dłonie w kierunku talerza. – Ale… - Gwałtownie cofnęła rękę. – Zmywasz przez cały tydzień. – Wyszczerzyła się tryumfalnie.

- Dobra! Zrobię, co chcesz! Tylko dawaj to! – Krzyknęła i łapczywie wpakowała kawałek naleśnika do ust. Smakował jak każda potrawa przygotowana przez jej współlokatorkę, niebiańsko. Wiedziała, że to danie warte było tak dużego poświęcenia.

- To miłego zmywania. – Mruknęła zadowolona, zostawiając przyjaciółkę ze stertą brudnych naczyń.



- Auć! Za co to!? – Nina oberwała prosto w twarz poduszką.

- Zemsta moja droga. – Zachichotała panna Ludwiczak.

- Wojna na poduszki!!! – Zawołały jednocześnie dzieciaki. I tak mieszkanie zostało podzielone na dwa obozy. Majka i Mateusz, kryli się za fotelem, a Nina i Marysia układały barykadę z kwadratowych puf. Wojna trwała około godziny, amunicją było wszystko, co pluszowe i nadające się do rzucenia. Każdy dostał dostał, chociaż kilka razy po głowie i padał na ziemię, teatralnie umierając i wracając do życia. W końcu zmęczony Mateuszek zasnął skulony, Majka została sama na linii frontu. Westchnęła.

- Nina! Straciłam człowieka! – Zawołała uśmiechnięta.

- Mój snajper też ledwo się trzyma! – Odpowiedziała jej współlokatorka.

- Rozejm! – Krzyknęły równocześnie i wyszły z ukrycia.

- Ale syf… - Wysyczała Nina rozglądając się po pobojowisku.

-Najpierw połóżmy dzieci spać. Później to ogarniemy. – Stwierdziła blondynka i trąciła lekko chłopca, który uchylił powieki.



   Wtorek

- Majka! Co robimy z dzieciakami!? – Krzyknęła zaspana zielonooka wychodząc z sypialni, jak zawsze spóźniona do pracy.

- Nie wiem! To już twój problem! – Odpowiedziała jej Majka, chwytając po drodze jabłko i szybko opuściła mieszkanie.

- Kiedyś… Zabije normalnie… - Wysyczała Nina.

- Ciociu! – Usłyszała za sobą. – Co dzisiaj robimy?



   Salon fryzjerski

- Jak to mam się nimi zająć!? – Jęczał niezadowolony Stempel.

- Nie wiem jak. Masz się jakoś z nimi pobawić. – Fuchnęła Nina. - Włącz mózg! Ciociu Stempel. – Wytknęła język w jego stronę.

- Ej! Tylko nie ciociu… - Napuszył się fryzjer.

- Może po prostu zapytaj się, w co chcą się pobawić. – Stwierdziła szefowa popijając ulubioną late.

- To już lepszy pomysł. – Odpowiedział. – To, w co się bawimy!? – Zawołał do dzieciaków, które biegały po całym zakładzie. Kręcąc się na krzesłach, włączając suszarki i rzucając w siebie świeżo zakupionymi przez Ninę grzebieniami.

- W Transformers! – Zawołał głośno Mateusz. Nina świetnie bawiła się obserwując ten cały kabaret. Nie miała zbyt wielu klientów, więc taka rozrywka byłą jak najbardziej wskazana. – No Stempel zmieniaj się, w autobota! – Rozkazał mu chłopiec.

- Może pobawmy się w coś innego? – Wyszeptał zmęczony.

- To może w Powerrangers! – Krzyknęła Maryśka i chwyciła szczotkę. Jej brat chwycił dwie szczotki, uznając, że nadają się świetnie na broń. – Giń potworze! Powerrangers! Aktywacja! – Oboje przyjęli bojowe pozy.

- Aniołki? Nieprawdaż? – Powiedziała Nina obsługując jedną z klientek.

- Jak najbardziej! Potrzebne są nam żywiołowe dzieci. A nie tylko te, co siedzą w tych Internetach. Nawet nosa nie wystawią zza drzwi, bo tylko ten komputer i komputer… – Prawiła wykład starsza pani.

- Też tak uważam. Prawda Stempel!? – Powiedziała to głośniej, aby chłopak mógł ją usłyszeć.

- Oczywiście. – Powiedział zrezygnowany, kiedy dzieciaki farbowały mu włosy szamponetkami przeznaczonymi do wyrzucenia.

- Będziesz moim Kucykiem Pony. – Powiedziała szczęśliwa dziewczynka, wybierając kolejny kolor z pudełka.



   FOLK DESIGN

   Majka siedziała w ciasnym biurze, myśląc o tym, jak dobrze bawiła się w towarzystwie Marysi i Mateusza. W tym momencie bolesna myśl przeszyła jej głowę i mimowolnie spojrzała na swój brzuch. Przez to wszystko zapomniała o tym, że sama jest w ciąży. Ona matką, przez chwilę wyobraziła sobie samą siebie, z maluszkiem na rękach i Michałem u boku. Tak cholernie za nim tęskniła, ale duma nie pozwalała jej przyznać się do błędu. Przecież ona nigdy się nie myliła. To dziecko było błędem. Przekreśliła tę ciążę już dawno temu. Krótki czas dzielił ją od daty wykonania aborcji, jednak… Ta myśl coraz bardziej ją przerażała. Wahała się? - Nie! Nie! Nie! – Mamrotała. Dziecko… Jej dziecko. Maluszek, którego mogłaby wychowywać wraz z Michałem. Byli by szczęśliwi, staliby się nawet rodziną. – Może… - Czuła jak zaczyna się pocić. Czule pogłaskała dłonią brzuch. – Majka, co ty odpieprzasz!? – Prowadziła dalej swój monolog. Gwałtownie wstała od biurka i zaczęła nerwowo chodzić gabinecie. – Nie chcę go… Chcę… - Szeptała. – Nie wiem! – Zawołała na cały głos. Zaczęła się zastanawiać, od kiedy zaczęła mieć wątpliwości. – Nie nadajesz się na matkę. – Powiedziała ostro do swojego odbicia w oknie. – A skąd to możesz wiedzieć? – Odpowiedziała zadziornie. Zakręciło jej się w głowie, musiała oprzeć się o regał stojący obok.

- Wszystko w porządku!? – Zawołała spanikowana Katarzyna wpadając do środka.

- Tak! Zdecydowałam! – Krzyknęła na cały głos szefowa i biegiem ruszyła w kierunku wyjścia.



   W tym samym czasie

Michał po raz setny zmieniał miejsce. Sam nie wiedział, co z sobą zrobić. Miał wolne. Jego życie było tak uzależnione od siatkówki, ze w pewnym momencie uświadomił sobie, ze bez niej nie miałoby ono sensu. Mimo wszystko brakowało mu czegoś jeszcze. Nie czegoś, kogoś… Nadal nie mógł podnieść się po rozstaniu z Majką. Karol był na Mazurach i nie miał się nawet, komu wyżalić. A sam nadal nie wiedział, co myśleć. Nie mógł jej tego wybaczyć. Wiedział, że oboje będą tego żałować. Zrobiłby wszystko, aby je ratować. Oparł głowę na łokciach. Dlaczego życie musiało być takie okrutne? Dlaczego kobieta, którą kochał i chciał spędzić z nią resztę życia, okazała się bezdusznym potworem gotowym dla swojej kariery poświęcić wszystko? Przeklął pod nosem. – Tak jesteś słaby. Nie potrafisz obronić nawet własnego dziecka… - Wymamrotał z przekąsem i zrezygnowany padł na sofę. Zaczął wpatrywać się w biały sufit. Do dziś idealnie pamiętał moment, w którym urodził się Olek. Był daleko od domu. To niedowierzanie, ta radość… To poczucie, że ma się, dla kogo żyć. W tamtej chwili miał ochotę rzucić wszystko, by znaleźć się tylko przy żonie i synku. Znów chciał to przeżyć. Znów trzymać w trzęsących się ramionach nowo narodzonego maluszka. Kochał dzieci. Bardzo zależało mu na rodzinie. Uśmiechnął się sam do siebie. Taki paradoks. On, pan rodzinny, po rozwodzie i z dzieckiem stojącym w kolejce do gabinetu, w którym wykonuje się aborcje. Zakrył dłońmi twarz, to naprawdę zaczęło go wykańczać.



   Salon fryzjerski

- Nina masz czas!? – Majka niczym burza wpadła do zakładu.

- Cześć ciociu. – Powiedział uśmiechnięty Mateusz, wcinając drożdżówkę z czekoladą.

- Nina! – Ponagliła przyjaciółkę.

- Liczę rachunki. – Odpowiedziała jej nie wytykając nosa zza notes.

- To coś bardzo ważnego. – Blondynka nie mogła ustać na miejscu. Zielonooka charakterystycznie poruszyła brwią, co oznaczało, że jest czymś zainteresowana.

- O co chodzi? – Zapytała w końcu uraczając ją częścią swej uwagi.

- Wolałabym wyjść na zewnątrz. – Spojrzała na dzieci siedzące obok.

- Ok… - Fryzjerka wstała zza biurka. – O co chodzi? – Spytała z małym zainteresowaniem i usadziła się na brzegu olbrzymiej donicy, w której rosły kwiaty.

- Odwołałam zabieg… - Wyszeptała. – Urodzę… - Więcej nie była w stanie powiedzieć.

- Naprawdę? – Informacja z czasem dotarła do szatynki. – To cudownie! Wiedziałam, że można na ciebie liczyć, że nie jesteś aż tak zła! – Cieszyła się jak małe dziecko i porwała przyjaciółkę w ramiona. Stały tak kilka minut, kiedy szatynka przeżyła olśnienie. – A Michał wie o tym? – Zlustrowała ją od stóp do głowy. Majka spuściła wzrok. Nie musiała odpowiadać. – Jeszcze mu nie powiedziałaś! Już! Wynocha do niego! Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale nie wpuszczę cię do mieszkania, dopóki nie dostanę potwierdzenia od Miśka, że się pogodziliście! Jasne? A teraz na przód marsz! – Sprzedała jej kopniaka na szczęście i zostawiła samą na chodniku.



   Ulica Roweckiego

  Majka szła przez Bełchatów pociągając nogami. Wcale jej się nie spieszyło. Jak mogła go spotkać?  Jak miała mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim? Wiedziała. Nadal ją kochał. Sobie wmawiała, że to była kolejna pomyłka. Kłamała. Tak strasznie za nim tęskniła. Zamarła, kiedy stanęła przed jego domem. Niepewnie wcisnęła przycisk dzwonka. Po krótkiej chwili, ktoś wyjrzał zza drzwi. Dziewczyna widziała jak jego oczy robią się wielkości pięciozłotówek. Winiarski przez dłuższą chwilę mocował się z zamkiem w furtce, by w końcu stanęli twarzą w twarz. Milczeli, nie wiedziała, co mu powiedzieć. Przeprosić? Oskarżyć o zerwanie, czy z cukierkową miną przekazać dobrą nowinę.

- Michał… - Wyszeptała.

- Tak? – Odpowiedział równie cicho. Wiedział, że nie powinni tak stać na środku chodnika. Każdy mógł ich zobaczyć i usłyszeć. Mimo wszytko nie potrafił się ruszyć. Patrzył na nią. Czuł, że coś jest nie tak. Stała przed nim… Cała roztrzęsiona, zdenerwowana, wzięła kolejny głęboki wdech.

- Chciałam tylko żebyś coś wiedział… - Kontynuowała niepewnie.

- Ja też cię kocham. – Uprzedził ją Michał i przyciągnął do siebie.

- Nie o to chodzi. – Mruknęła śmiejąc się pod nosem. Obdarzył ją zdziwionym spojrzeniem. – Będziesz ojcem. – W tym momencie poczuła, jak jego ramiona jeszcze mocniej przyciskają ją do siebie. – Nie potrafię z niego zrezygnować.

- Wiedziałem! Kocham cię wiesz?! – Zawołał na cały głos, śmiejąc się głośno. Tylko na to czekał, był naprawdę szczęśliwy.



    Ulica 1 maja

- Hej kocie. – Usłyszała Nina w słuchawce, kiedy przy czwartym podejściu udało jej się dodzwonić do chłopaka.

- Już myślałam, że umarłeś… Nie dajesz znaku życia od kilku dni… - Rzuciła sarkazmem.

- Trenuje. Mogłaś zadzwonić. – Zaczął się droczyć Karol.

- Pracuję. – Fuchnęła.

- Więc to twoja wina, przepracowujesz się. – Nadal nie odpuszczał.

- Zwal wszytko ma mnie! Panie idealny. – Szatynka uniosła się dumą.

- Tęsknię… - Wyszeptał słodko Kłos.

- Ja też… - Nie potrafiła się na niego gniewać. – Musisz coś wiedzieć! – Zawołała odnajdując zgubiony wątek.

- Tylko mi nie mów, że jesteś w ciąży. – Pozwolił sobie na żart.

- Jeszcze nie. – Odpowiedziała uśmiechając się do telefonu. – Ale zostaniesz wujkiem.

- Majka?

- Aha. – Wyszczerzyła się zadowolona.

- Coś ty jej zrobiła? – Spytał nagle podejrzanie Wąski.

- Czemu zawsze podejrzenia padają na mnie?  - Burknęła, chociaż znała odpowiedź. – Tak szczerze to nie wiem. Może była u jakiegoś wróżbity Macieja czy coś… Albo to przez ten Vibovit, co jej dosypuje do soku.

- Vibovit!? – Parsknął siatkarz.

- Nie ma lepszych witamin dla dzieci. W dzieciństwie zjadałam to kilogramami. –Wspominała panna Tul.

- Czyli można dokleić etykietkę „Testowane na zwierzętach”. – Buchnął śmiechem jej rozmówca.

- Chciej coś kiedyś ode mnie. – Nina znów zadarła nos.

- Oj nie marudź… Mój zwierzaczku. – Powiedział.

- Wiesz, że niedźwiedzie też są zwierzaczkami. – Kontynuowała urażona.

- Ale ty nie jesteś niedźwiedziem. – Tłumaczył chłopak.

- To się jeszcze okaże… - Burknęła.

- Ewentualnie takim Kubusiem Puchatkiem. – Kojarzył fakty.

- Ooo… Uważasz, że jestem miła i kochana. – Rozczuliła się.

- Raczej niska, z krótkimi nóżkami i lubiąca sobie pojeść. – Podsumował wszystko Karol.

- Ty to umiesz dowartościować kobietę. – Dodała już lekko Nina, śmiejąc się z głupoty rozmówcy.

- Karol Kłos, do pani usług! – Krzyknął teatralnie.



   Środa

- Mama! – Rozległ się w salonie głośny krzyk Mateusza.

- Jestem! – Odpowiedziała mu brunetka i porwała go w ramiona.

- Napijesz się czegoś? – Spytała Nina wychodząc z kuchni. – Może Vibovit? – Spojrzała na Majkę i zaczęła się sama do siebie śmiać, że jej przyjaciółka nie wykryła jeszcze tego przekrętu.

- Herbatę, mocną, jeśli można. – Odpowiedziała i rozsiadła się w salonie. – Mam nadzieje, że nie sprawiały zbyt wielkiego kłopotu. – Spojrzała przepraszająco na Majkę.

- No coś ty! To prawdziwe aniołki. – Zawołała Nina niosąc w dłoniach trzy parujące kubki. I chichocząc pod nosem. Nadal miała przed oczami Stempla w różno kolorowych włosach i z miną mówiącą „Błagam ratuj moje włosy!”.

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. – Odwzajemniła uśmiech Ewa i wzięła łyk gorącej herbaty.

- Lepiej opowiadaj, co z tobą? – Ponagliła ją kuzynka.

- Mówiłam, brakuje mi jakichś witamin. Przez dwa miesiące mam brać tabletki i wszystko ma wrócić do normy. – Odpowiedziała bez przekonania.

-Wiedziałam! A jednak Vibovit… - Ciągnęła dalej swoje Nina.

- Mamo a odwiedzimy jeszcze kiedyś ciocię? – Słodziła Marysia.

- Oczywiście kochanie. – Pogłaskała córkę po główce.

- Tak! Do cioci Niny na naleśniki. – Krzyknął na cały głos chłopiec.

- I do wujka Stempla! – Odpowiedziała mu siostra.


Ruda ~`Hej! Kociaki? Dawno tego nie było. Na wstępie należy mi się solidny wpieprz za tak długie leniuchowanie. Aleeee... Mamy wakacje! Każdemu należy się trochę wolnego, a dla mnie było to wskazane, ludzie dziwni, gdy jest gorąco stają się jeszcze dziwniejsi, a to może być niebezpieczne dla środowiska.:P No i wiadomo... Wakacje... Cudowne kolonie na nadbałtyckiej plaży. Uwierzcie! Morze jest takie piękne kiedy pada... Taki sarkazm. :D  A tak z drugiej strony, to wracamy, spinamy dupery i działamy! :D
PS. Jesteście cudowni! :* Blog żył przez tak długi czas, mimo że nas nie było.


Zośka ~`Witajcie kochani! ;* Jak dotąd była do nasza najdłuższa przerwa, mamy głęboką nadzieję, że się wszyscy odliczycie, a nawet, że Was przybędzie! Czytajcie, polecajcie, komentujcie, do pracy motywujcie! :D Pozderki^^


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz