Było już po 16:00
kiedy Majka zamykała swój zakład. Szła zamyślona, cały jej umysł zatruwał
niebieskooki. O ile w ogóle miała czas o nim myśleć… Wchodząc do parku
zahaczyła rękawem kurtki o gałąź i tym sposobem rozerwała go, a przed samym
blokiem potknęła się i wpadła do kałuży. Szydersko wyśmiana przez jakiegoś
dzieciaka panna Ludwiczak dziarsko ruszyła w kierunku swojego mieszkania. Z
hukiem otworzyła drzwi i już miała zacząć użalać się nad swoim nieszczęsnym
losem, kiedy głośno zaburczało jej w brzuchu.
- No tak! Obiad! Prawie zapomniałam… - Klepnęła się w czoło
i ruszyła w kierunku kuchni.
O Majce nie można powiedzieć, że była Master Chefem, a pałeczkę do gotowania zazwyczaj przejmowała Nina. Sięgnęła po książkę kucharską. – Klopsiki w sosie… Nie! Spagethi Nepoli… Yyy… Nie… Naleśniki! – Klasnęła w dłonie. – Moje pierwsze w życiu naleśniki. – Spojrzała na zegarek. Została godzina do powrotu przyjaciółki. – Najwyższy czas brać się do roboty.
O Majce nie można powiedzieć, że była Master Chefem, a pałeczkę do gotowania zazwyczaj przejmowała Nina. Sięgnęła po książkę kucharską. – Klopsiki w sosie… Nie! Spagethi Nepoli… Yyy… Nie… Naleśniki! – Klasnęła w dłonie. – Moje pierwsze w życiu naleśniki. – Spojrzała na zegarek. Została godzina do powrotu przyjaciółki. – Najwyższy czas brać się do roboty.
Równo o 18:00 Nina
zamknęła za sobą drzwi salonu fryzjerskiego. Miała dosyć całego dnia. Trzy
wybredne klientki to za dużo jak na jej słabą psychikę. Na głowie miała też
Olę, która miała zostać jej stażystką.
- Zatrudnić ją czy nie? Czy Stempel mi nie wystarcza? Nie!
Po co mi ona… I żeby jeszcze pojawiała się tam… Z nim… - Gwałtownie zatrzymała
się. Szybko zawróciła i weszła do Olimpii. Dotarła do stoiska Skry Bełchatów i
kupiła dwa pierwsze lepsze bilety na najbliższy mecz. – A co! Mi też się coś od
życia należy! – Przeleciało przez jej głowę, gdy wchodziła do bloku. Marzył jej
się już pyszny, cieplutki obiad. Taki smaczny… Taki pachnący… Taki… Śmierdzący
spalenizną?! – Majka do cholery! Grillujesz w środku stycznia?! – Rzuciła do
przyjaciółki, która ostatkiem sił starała się ratować kolejnego przyklejonego
do patelni naleśnika. W końcu się poddała.
- Wiesz, co? Ja się chyba do tego nie nadaje!
- Nie! Ale naprawdę!? Nie! To danie wygląda świetnie… -
Dorzuciła już z uśmiechem. – Oj Majka! Kucharza to ja z ciebie nie zrobię.
- Nie przesadzaj potrafię gotować! – Oburzyła się.
- No chyba tylko wod… A! Chwileczkę! Nie, wody też nie
potrafisz gotować… Incydent ze spalonym czajnikiem sprzed miesiąca. –
Wyrecytowała szatynka. Maja zrobiła minę zbitego szczeniaczka. – Ale mam coś,
co cię pocieszy. – Dodała wyciągając bilety z torebki. Przyjaciółka
rozpromieniła się, ale prawdziwy przypływ szczęścia nastąpił, kiedy Nina wyjęła
z torebki dwie zupki chińskie.
„Garnitur gotowy,
czeka na odbiór.” Wystukała szybko na telefonie Majka i zajęła się swoją pracą.
Wiedziała, że czeka ja dzisiaj ciężki dzień, ale miała nadzieję, że uda jej się
spotkać Michała. Uwijała się jak w ukropie, jednak, co chwilę zerkała na
telefon z nadzieją znalezienia tak jakiejkolwiek wiadomości. MENU. SKRZYNKA
POCZTOWA. PUSTO. Powoli zaczęło ją to denerwować.
Około południa do
salonu weszła niska brunetka. Właścicielka zakładu przykleiła do twarzy firmowy
uśmiech, który zaraz zrzedł na widok numeru zamówienia.
- Pani przyszła po garnitur… Tak? – Pytała jeszcze z
niedowierzaniem.
- Tak, mój mąż zamówił go jakiś czas temu. Miał się po niego
zgłosić, ale przedłużył mu się trening. – Wzruszyła niewinnie ramionami.
- „Mój mąż… Mój mąż…” Wciąż brzmiało w głowie Majki. Czuła
jakby dostała w policzek. – „A czego się spodziewałaś! Każdy interesujący
mężczyzna albo jest zajęty, albo ma już swojego mężczyznę.” – Mówiła sama do
siebie. Z niechęcią oddała garnitur w ręce brunetki, która jeszcze perfidnie i
z uśmieszkiem oznajmiła jej, że ma zamiar odwiedzić salon w najbliższym czasie.
- No po prostu… Ughhh!!! Super! – Wydusiła z siebie kiedy
klientka wyszła i zrezygnowana usiadła na krześle.
- Stempel!!! Gdzie
jest ta pieprzona prostownica!? – Nina ciskała piorunami na wszystkie strony.
Była już godzina 15:00, o 18:00 miał rozpocząć się mecz, a nic nie wskazywało
na to że dziś skończy wcześniej. Nie dawała rady i jeszcze ten w kółko
dzwoniący telefon. Jej potencjalna pomoc o imieniu Aleksandra próbowała się z
nią skontaktować. Szefowa starała się uniknąć rozmowy. Wzięła się za farbowanie
włosów klientki. I znów ten telefon! Nie wytrzymała.
- Halo!
- Przepraszam ja w sprawie staż…
- Tak, tak! Wiem! Ale niestety nie mogę cie przyjąć! Znalazłam
kogoś z lepszymi kwalifikacjami. – Wręcz wywrzeszczała do słuchawki.
- Ale? – Usłyszała załamany głos.
- Niestety. A teraz przepraszam, ale śpieszy mi się.
Dowidzenia. – Wyszczebiotała słodkim głosikiem. – Cholera! – Cisnęła telefonem
o biurko. Przestraszony Stempel zajrzał do gabinetu. – Potrzebna jest nam nowa
pracownica! Masz kogoś znaleźć!
***
Godzina 17:30 Nina biegłą w kierunku ulicy Dąbrowskiego.
Nieopodal stadionu spotkała Majkę i razem ruszyły w kierunku Energii. Po
wejściu na halę od razu dało się czuć, że trudny dzień obie dziewczyny mają już
za sobą.
-Ummm… To jest to. – Mruknęła Nina wygodnie rozsiadając się
na jednym z miejsc pierwszego sektora. Kochała tam przebywać. Uwielbiała mecze,
które chociaż na chwilę odrywały ją od rzeczywistości.
-Houston mamy problem! Tu orbita! Nina! Zgłoś się! –
Krzyczała blondynka z uśmiechem rzucając w przyjaciółkę klubowym szalikiem.
Dziewczyna tylko zarzuciła szalik na ramiona. Zaczęła pilnie przyglądać się
zawodnikowi z numerem 13 na koszulce. Majka spojrzała na nią z wyrzutem.
- No, co? Tylko sobie patrzę. Ciasteczko z kremem z niego. –
Puściła do niej oczko.
- To ciasteczko z kremem trzy dni temu było u mnie w
zakładzie.
- Haha! Nie wierzę! – Nina wybuchnęła śmiechem. Skierowała
głowę w inną stronę. – Widzisz tego z 6? – Spytała.
- Tak. Kłos… Czy jak mu tam. – Odpowiedziała niedbale.
- Widzisz nie tylko ty jesteś taka światowa. – Odpowiedziała
zagryzając wargę. – Jego dziewczyna starała się u mnie o staż.
- I…
- Oczywiście, że go nie dostała. – Obie zachichotały.
- Na pewnie! Nina Tul! Najbardziej samolubna osoba w
Bełchatowie. – Zaczęła swój wywód.
- Cicho! Majka… Jeszcze mi klientów przepłoszysz. – Syknęła
cicho gdy dzieciak siedzący obok kopnął ją w kostkę. – Mały paszczur… -
Fuchnęła. Blondynka nie wytrzymała. Ryknęła głośnym śmiechem.
- Oj Nina… Ty… I ta twoja miłość do dzieci! – Nie przerwała
głośnego rechotu. W pewnym momencie sami zawodnicy zaczęli oglądać się w jej
stronę, co skutkowało kolejną salwą śmiechu.
- Majka! Ogarnij się! – Syknęła Nina. – Zobacz.
Para niebieskich oczu usilnie wpatrywała się w dziewczynę.
Poznała go. To ta szczęśliwa 13. Pomachała do niego, a ten tylko puścił do niej
perskie oko i wrócił do rozgrzewki.
- No panno Ludwiczak… Widzę, że tu się coś kroi. M jak
miłość! – Śpiewała pod nosem szatynka.
- Nina! Nie rób wiochy! –Szturchnęła ją w bok.
- No ok, ok. – Uniosła ręce. – Nie śpiewać, nie gapić się na
pana „niebieskie paczały.” – Wyliczała na palcach.
- Nina! Ile ty masz lat!? – Pogroziła palcem Majka.
- No dobra popatrzę sobie na Olsztyn. – Dziewczyna
przeniosła wzrok na zawodników w zielonych strojach. Skrzywiła się. I z
powrotem przyglądała się Skrzatom.
Mecz zaczął się
może trochę dramatycznie. Ale i tak ku uciesze kibiców, po niecałych dwóch
godzinach na tablicy ukazał się wynik 3:0. Dziewczyny właśnie podnosiły się z
miejsc, kiedy usłyszały zza pleców.
- Możemy pogadać?
Pierwsza odwróciła się Majka i szybko zadała silny cios w
żebra przyjaciółki.
- No to chyba tobie powinnam śpiewać.
- Nie… - Nina wydała z siebie zduszony jęk.
- M jak…
- Raczej „Trudne Sprawy” poczekaj na mnie na zewnątrz. –
Odwróciła się i podeszła do bandy.
- O co chodzi? – Zapytała z niechęcią.
- O ten staż…
- Wiesz dobrze, że go nie dostanie. – Przerwała mu.
- Wiem, ale możemy to jakoś załatwić. Mam pieniądze… To jak?
Od kiedy zaczyna? – Dodał z cwaniackim uśmieszkiem. W dziewczynie wręcz się
zagotowało.
- O nie! Pan wielki i sławny, z kupą kasy usypanej z boku.
Nie będzie mi rządził, kogo mam zatrudnić!!! – Oburzyła się.
- Kochana… Mamoną wszystko załatwisz. – Dodał cedząc słowa
przez zęby.
- Nie u mnie! Bierzesz mnie za jakąś głupią czy naiwną!?
Wypchaj się tym swoim hajsem! Albo nie! Wsadź go sobie w buty! Będziesz wyższy!
– Krzyknęła na całą halę. Obróciła się na piecie i wyszła. „Co za tempy i
prymitywny typ.” Przeleciało przez jej głowę.
Z poślizgiem ale jest. :D Dziękujemy za każde wyświetlenie. :D
Czytasz. komentujesz, do pracy motywujesz.
Czytasz. komentujesz, do pracy motywujesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz