- Jak to planujesz
walentynki!? Obudź się jedziemy do Bielsko-Białej! – Próbował go oprzytomnić
Karol.
- Myśl! Gadałem z Falascą. Jedziemy naszym autokarem. A
jeśli używałbyś swojego móżdżku to domyśliłbyś się, że mamy do dyspozycji dwa
miejsca… - Oczy siatkarza zaiskrzyły się wesoło.
- Jakoś je przemycimy. – Zawołał Kłos i wyprzedził go na
zakręcie korytarza. – Lecę im powiedzieć. – Rzucił, po czym wyłożył się jak
długi na podłodze, kiedy potknął się o wycieraczkę.
Czas w zakładzie
Niny wlekł się niemiłosiernie. Dziś od rana miała tylko trzy klientki mimo
wszystko była zmęczona a zakwasy w bicepsach mocno dawały się we znaki. Na
szczęście miała nową pracownicę, która w mirę upływu czasu radziła sobie coraz
lepiej, a szefowa znajdywała czas na odpoczynek. Właśnie prostowała włosy
jednej z klientek, kiedy usłyszała trzask drzwi.
- Przepraszam, ale mamy teraz lekki poślizg. Mogłaby pani
chwilkę zaczekać. – Wybąkała myśląc, że kolejna osoba zgłosiła się na umówiony
termin. Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Nagle poczuła jak czyjeś ręce obejmują
ją w tali, a usta muskają jej policzek. Bez zastanowienia zamachnęła się gorącą
prostownicą, obróciła na pięcie i już miała uderzyć, kiedy rozpoznała
napastnika.
- Karol… Co ty tutaj robisz? – Spytała lekko zmieszana.
- Najpierw odłóż to urządzenie zła, skonstruowane przez
samego diabła. – Wybąkał uśmiechnięty.
- Anka! Chodź na chwilę mnie zastąp! – Zawołała i przekazała
pałeczkę pracownicy.
- Nooo… Słucham. Widzi pan, że się śpieszę. – Wystawiła
język w jego stronę.
- Nooo… Więc…. – Celowo droczył się z szatynką. – Wraz z
Panem Winiarskim mamy zamiar uprowadzić was w tę sobotę do Bielsko- Białej.
Przyszedłem tylko zapytać się o wymiary, abyśmy zdążyli zaopatrzyć się w
odpowiednio duże worki. I mam szczerą nadzieję ze nie robi wam to wielkiej
różnicy podróżować w lewej czy prawej części bagażnika. – Był tak cholernie
poważny.
- Żartujesz tak? – Uśmiech spłynął z twarzy Niny.
- Ani trochę. – Podszedł i musnął jej policzek.
- Ej! Nie pozwalaj sobie, bo jeszcze ty spędzisz walentynki
zamknięty w piwnicy. – Pogroziła palcem. Uśmiechnął się szeroko.
- Wpadnę po was tak po 10:00. Bądźcie gotowe. – Znów ją
ucałował i ulotnił się z prędkością światła. Zielonooka zdjęła balerinę i
cisnęła nią przed siebie. Niestety tym razem but nie dosięgnął ruchomego celu.
Było już grubo po
14:00. Majka leniwie przewracała strony gazety z nowymi kolekcjami odliczając
godziny do skończenia pracy. W pewnym momencie po gabinecie rozeszły się ciche
dźwięki piosenki Kasi Popowskiej. Dziewczyna przez dłuższy czas bujała się na
krześle w rytm melodii w końcu odebrała.
- Halo. – Sapnęła leniwie.
- Nosz kuźwa dłużej się nie dało. – Usłyszała rozgniewany
głos przyjaciółki.
- Yyy… Byłam w… W… Toalecie. – Klasnęła w dłonie dumna ze
swojej umiejętności szybkiego myślenia.
- No jasne… A co jeśli umierała bym porzucona w jakiś
brudnych ściekach a ty co… Posiedzenia na porcelanie sobie urządzasz… -
Zawołała z wyrzutem.
- Można by powiedzieć, że byłabym kilka metrów nad tobą. –
Zachichotała cicho. – Jak ci się podoba w kanałach? – Zapytała z udawaną
powagą.
- No jest zarąbiście. Wiesz? Właśnie sobie gram rundkę
pokera z jakimś obleśnym szczurem i podziwiam widoki. Ummm… A zapachy… Kwitnąca
łąka wymięka. – W jej głosie dało się słyszeć sarkazm.
- No ok… Co jest? – Blondynka odpuściła dalszą kłótnie.
- W sobotę jedziemy z chłopakami na mecz. Nie pytaj jak.
Prawdopodobnie w worku i bagażniku. – Nina wyrecytowała regułkę.
- No jasne… Ja im dam worki. – Oburzyła się.
- Wiem… Ja też jestem za tym żeby ich zamknąć w jakimś
ciemnym pomieszczeniu. Są niebezpieczni dla środowiska. – Przyjaciółka buchnęła
śmiechem.
- A wiesz co w ogóle jest w tę sobotę? – Spytała Majka.
-Yyy… Premiera „50 twarzy Greya”? – Odpowiedziała nie myśląc
długo.
- Zboczeniec! - Majka wykrzyczała to słowo centralnie do
słuchawki. – Walentynki!
- Aaa… To też… - Odpowiedział jej zduszony głos. – To
nieważne.
- Jak to nie ważne. – Oburzyła się. I zaczęła mówić spokojnym głosem. – Ninuś
kochanie a teraz uważnie mnie słuchaj.
- No słucham… - Usłyszała obojętny głos.
- Pobawimy się w kojarzenie faktów ok.?
- No ok. – Odpowiedziała jej niechętnie.
- Włączamy móżdżek.
- Ok…
- Myślimy. Siatkarze. Plus my. Plus walentynki. Rozumiesz?
-Yhmmm…
-Więc? – Zaczęła stukać niecierpliwie palcem o biurko. Gdy usłyszała,
że jej rozmówczyni bierze głęboki wdech.
- Ej Majka! Jestem genialna! Zobacz! Aaa raczej słuchaj… Oni
nas tam zapraszają, bo są walentynki!
- Nie no! Naprawdę… Sama to wymyśliłaś? – Spytała z
sarkazmem.
- Zupełnie sama. – Jej rozmówczyni udawała niewiniątko.
Majką spadła z krzesła i zaczęła się śmiać jak opętana.
- Nina… Ty… Po prostu… Jesteś… - Mówiła, kiedy udawało jej
się odzyskiwać oddech.
- Tak, tak wiem… Wielka, mądra, piękna… - Zaczęły się sypać
epitety. – Myślisz, że nie wiem, że chciałaś zrobić ze mnie głupią. Ty
wytrzeszczu ty! – Głos przyjaciółki był tak samo roztrzęsiony jak i jej. Co
chwile dało się słyszeć cichy chichot.
- Ty lepiej stringów koronkowych na wyjazd nie zapomnij. –
Upomniała ją ściskając bolący od nagłego wybuchu śmiechu brzuch.
- O to już się nie martw… No już! Już! – Musze kończyć!
Idioci popsuli fotel… Jak można nie umieć obsługiwać się fotelem… - Kolejny
sarkazm.
- Pa! Trzymaj się.- Majka wyszczerzyła białe ząbki w
kierunku telefonu.
- No będę się trzymać.. Chyba zepsutego fotela. Pa!
Dni mijały zadziwiająco szybko. Dziewczyny z radością
odrywały kolejne kartki kalendarza. Środa. Czwartek. Piątek.
- Aaaa! To już dziś! Już dziś! Wstawaj! – Majka z wrzaskiem
wbiegła do pokoju współlokatorki, ta tylko leniwie przewróciła się na drugi
bok.
- Jeszcze pięć minut… Idź pierwsza do łazienki… Co mam
czekać… - Wymruczała.
- No jasne… - Prychnęła blondynka. – Takiego leniwca to
nawet w zoo nie mają jak ja w mieszaniu. – Zniknęła za drzwiami. Wzięła gorący
prysznic. Narzuciła na siebie czarne rurki i żółta bluzkę. Włosy związała w
wysoki kucyk. Jak zawsze, kiedy
potrzebowała, nie chciały z nią współpracować. Zrezygnowana rzuciła w kąt
szczotkę. Jak Nina mogła mieć cierpliwość do tych kłaków!? Z prędkością światła
opuściła pomieszczenie. Zajrzała do przyjaciółki. Oczywiście. Spała owinięta
kołdrą aż po samą głowę.
- Wstajesz? – Nie usłyszała odpowiedzi. Wpadła do kuchni i
przygotowała kilka kanapek. Właśnie zalewała herbatę, kiedy usłyszała dzwonek.
Odłożyła czajnik i otworzyła drzwi.
- O… Już jesteś? Jest dopiero 9:30… – Przemówiła trochę
zdziwiona.
- No tak, ale pomyślałem, że przydałoby się wynieść torby.
Jesteście już gotowe? – Kłos uśmiechał się od ucha do ucha.
- Ja tak. Nine możesz wsadzić w worek. – Odwzajemniła
uśmiech. W tym samym momencie do salonu wbiegła sama zainteresowana. – O wilku
mowa. – Wybąkała Majka.
- O cześć… - Pomachała. Oczy Karola zabłyszczały. Ubrana
była w stary rozciągnięty podkoszulek i krótkie spodenki sięgające na pół uda.
– Ummm… Jedzenie. – Dodała i łapczywie rzuciła się na zawartość talerza
przyjaciółki. – Która godzina. – Spytała jak by z niechcenia.
- Wpół do dziesiątej… - Odparła Majka.
- Która! – Kanapka momentalnie znalazła się na podłodze a
szatynka z prędkością strusia pędziwiatra znalazła się w łazience. Ubrała białą
bokserkę i niebieskie rurki. Całość uwieńczyła dżinsową kurtką. Mrugnęła
zadowolona. Wytuszowała rzęsy i umalowała usta. Na koniec zostawiła ulubioną
rzecz. Włosy. Perfekcyjnie zakręcone loku upięła tak, aby kaskadą spływały z
jednej strony. Zadowolona z siebie wszyła i ruszyła w kierunku swojego pokoju.
- Już jestem! – Zawołała ciągnąc za sobą łososiową walizkę.
- Nina… Jedziemy tam tylko na niecałe dwa dni… Co ty się
wprowadzasz… - Wyśmiała ją Majka.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. – Jej rozmówczyni
przewróciła oczami.
- Tak, w razie czego, z tych ubrań da się zrobić
czteroosobowy namiot. – Zachichotała blondynka. Nina zaczęła się czerwienić ze
złości. Karol czując nadciągający kataklizm w postaci dwóch kłócących się bab,
zgarnął torbę Majki i odebrał pakunek od szatynki.
- Możemy wyjść zanim się pozabijacie? Naprawdę w kilku
kawałkach nam się do niczego nie przydacie. – I znów ta udawana powaga.
-Jasne… - Machnęła włosami Majka i wyszła z mieszkania. Nina
starała się powtórzyć ten gest. Nie wyszło tak jak chciała… Za mocno
przechyliła głowę i uderzyła w stojący obok wieszak.
- Kuźwa… - Przeklęła pod nosem.
- Wszystko w porządku. – Spytał zatroskany blondyn.
- Tak… Z nami jest jak najbardziej wszystko w porządku. –
Zawołała wyprzedzając przyjaciółkę w drodze do windy i z miną zwycięscy, który
osiąga szczyt swojej formy, nacisnęła przyciski. Drzwi się rozsunęły.
- Majka, ale ten
kolor mi się nie podoba. – Burknęła Nina
- Jak limonkowy może ci się nie podobać! – Skwitowała jej
wypowiedź blondynka.
- No bo mi się nie podoba. – Zielonooka nadal trzymała się
swojej wersji.
- A dlaczego niby nie? – Broniła swoich racji
-Bo nie! – Krzyczała na cały głos Nina.
-Dlaczego! – Pytała równie głośno jej rozmówczyni.
- Bo jest za żółty! – Szatynka wymyśliła coś na szybko.
- Ale on wpada w zieleń! – Zgasiła ją przyjaciółka.
- Bo jest za zielony! – Odpowiedziała opryskliwie.
- Nie lubisz zielonego? – Majka pytała natarczywie.
- Nie! – Wywrzeszczała.
- Masz takie oczy! – Stwierdziła blondynka.
- Wcale nie! – Protestowała Nina.
- A nie! – Znów zaczęła krzyczeć.
- Nie! – Odpowiadała przyjaciółce równie głośno.
- Czy wy możecie się w końcu zamknąć!!! – Zawołał Karol z
obłędem w oczach.
- Nie! – Zawołały obydwie.
- To tylko kawałeczek drogi! I głupi kolor! A wy!!! –
Przewrócił oczami.
- Ty. Majka patrz. Zaraz mu pójdzie para z nosa. –
Wyszeptała Nina do ucha przyjaciółki.
- Albo wyciągnie jakąś maczetę i nas pozabija. –
Zachichotała.
- Ej… Karol… Nie masz przypadkiem tutaj jakiejś maczety,
noża ewentualnie broni palnej? – Spytała z maślanymi oczkami szatynka.
- Nie, a czemu pytasz? – Jego głos złagodniał.
- Uff… Jesteśmy bezpieczne. – Wyszeptała Majka.
- Bo mi się wcale nie podoba pomarańczowy kolor! –
Wywrzeszczała Nina.
- Jak to ci się nie podoba! – Odpowiedziała jej blondynka.
- Boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz siłę to je tu zaraz
pozabijam. – Wysyczał przez zęby Kłos.
Po 10 minutach
sprzeczki dotarli na miejsce. Wszyscy cali i zdrowi. Chociaż mało brakowało.
Wykończony psychicznie Wąski wyskoczył z samochodu jak poparzony, otworzył
bagażnik i zabrał wszystkie torby.
- Tee… Majka! Może raczysz ruszyć te swoje pośladki. – Nina
zapukała w szybę od strony, po której siedziała jej przyjaciółka.
- Nigdzie się nie ruszam. – Zaprotestowała zbulwersowana.
- No… Wyłaź… Przecież pomarańczowy nie jest taki zły. –
Szatynka obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
- Wiedźma! – Zarechotała Majka.
- Wytrzeszcz! – Odpowiedziała jej równie uprzejmie i już
obie szły parkingiem w kierunku grupki ludzi. Dotarły na miejsce i zaczęły
poszukiwać jakiegoś punktu zaczepienia, były nim para niebieskich oczu. Majka
pomachała w ich kierunku i już Pan Winiarski znajdował się u jej boku.
- To ja wam nie będę przeszkadzać. – Nina ulotniła się z
niezwykłą prędkością.
- No to gdzie te worki? – Spytała z uśmiechem Majka.
- Wiesz dobrze, że to były tylko żarty. – Michał starał się
ją objąć. Majka zgrabnie wywinęła się spod jego ręki i kładąc ręce na jego
ramionach (co z resztą było cholernie trudne) spojrzała mu głęboko w oczy.
- Wiesz, że jest niebezpiecznie przebywać z nami w
zamkniętym pomieszczeniu. – Mówiła z pełną powagą. – Popatrz na biednego
Karolka, 15 minut i chłopak gotowy.
- Nic mu nie będzie. – Wyszeptał jej do ucha i delikatnie
pogładził po włosach. Czuła, że czas się zatrzymał. Chciała tego. Chciała
uchwycić ten cudowny moment. Jednak… Nic nie trwa wiecznie… Co chwile dobiegały
ją krzyki jej współlokatorki. Duszy towarzystwa każdego spotkania. Były sobie
tak bliskie i tak różne. Ogień i woda. Ona spokojna, ułożona pani stylistka i
jej przyjaciółka. Wiecznie zabiegana, roześmiana fryzjerka, potykająca się o
wszystko, co popadnie.
- Kuźwa! Czy tylko ja czuję się tutaj jak Kevin w Nowym
Yorku. Same wieżowce. – Zawołała Nina krocząc pomiędzy dwumetrowymi osobnikami.
Całe towarzystwo buchnęło śmiechem. – No co?! Nie moja wina, że
przedawkowaliście w dzieciństwie drożdże. – Mówiła z miną niewiniątka.
- Chyba rozważę ten pomysł z workiem. – Stwierdził Michał
zwijając się ze śmiechu.
W końcu Falasca
niczym przedszkolanka odliczył wszystkich i ładnie usadził w autokarze. Przez
godzinę czasu Skrzaty dzielnie znosiły trajkotanie dziewczyn.
- Więc co to z niespodzianka że ciągniecie nas aż przez taki
kawał polski? – Spytała Majka delikatnie gładząc swoje kolana.
- Nic. Po prostu doszliśmy do wniosku, że zabieramy was ze
sobą. – Winiarski niewinnie wzruszył ramionami.
- Jak to nic? – Blondynka oburzyła się. – A wiesz, chociaż
co dzisiaj jest? – Spytała z niedowierzaniem.
- Premiera „50 twarzy Greya”. – Odpowiedział z uśmiechem.
- Wszyscy jesteście tacy sami! – Zawiedziona spuściła głowę.
- Przecież dobrze pamiętam, że dziś są walentynki. –
Ucałował jej prawy policzek. – Bądź cierpliwa. – Wyszeptał i pocałunek przypadł
też na lewą stronę jej twarzy. Zarumieniła się lekko. Na nic więcej nie
potrafiła się zdobyć.
- Boże jakie nudy… - Sierdziła Nina, kiedy Karol zasnął. Nic nie myśląc wyciągnęła
swoją żyrafią szyję i rozejrzała się wokoło. Już namierzyła kolejny cel.
Zwinnie przemknęła pomiędzy fotelami i wygodnie rozsiadła się na jednym z
siedzeń.
- Wronka nudzi mi się. – Powiedziała i wydęła dolną wargę.
Andrzej spojrzał na nią pytająco. – Widzisz… Karol usnął a ja nie mam co robić.
– Tłumaczyła się mrugając wielkimi oczami.
- Zagramy w karty? – Zaproponował z uśmiechem.
- Mam genialny pomysł! – Zawołał Wlazły nachylając się w jej
stronę z sąsiedniego siedzenia.
- Jaki? – Spytała uradowana Nina.
- Obudź go! – Odpowiedział zgryźliwie.
- Boże to naprawdę świetny pomysł. – Wypaliła z sarkazmem.
- Mario daj jej spokój. – Zawołał Włodarczyk odwracając się
w ich stronę.
- Przecież nic nie robię. – Parsknął i oparł się o
siedzenie. – Tylko, że jest jeszcze bardziej męcząca niż ta blondynka. O
Wojtek! – Zwrócił się do kolegi. – Wiesz, że Wąski rozstał się z Olką. Ciekawe,
przez kogo. – Wysyczał spoglądając z pogardą na szatynkę.
- Nie myśl sobie, że będziesz mnie obrażał! Zobaczymy czy
będziesz miał jeszcze siłę na głupie uśmieszki jak ci rozwalę tę buźkę o szybę.
– Krzyknęła i rzuciła się z pięściami na kapitana Skry. Ledwo udało jej się
przypuścić pierwszy atak, ktoś złapał ją w tali i uniósł do góry. – Puść mnie!
Jeszcze nie skończyłam. – Zaczęła się szamotać. Nerwowo obróciła głowę. Usilnie
trzymał ją Winiarski. Przeniósł przez resztę autokaru i ostrożnie usadził na
miejscu obok Majki.
- Nie daj mu się sprowokować. – Wyszeptał sprawdzając czy
nie ma jakiś obrażeń.
- Ten fagas mnie obraża! I Majkę! Nie będę stała z boku. –
Ciskała piorunami.
- Wiem… Widzisz… Twierdzi że Maja jest powodem mojego
rozwodu… - Zaczął tłumaczyć Michał.
- Rozumiem… -
Odpowiedziała zrezygnowana. – Ale żadna siła mnie nie zatrzyma, jeśli jeszcze
raz mi dogryzie.
- Jeśli wybijesz pół zawodników zanim dojedziemy na miejsce
to Falasca z przyjemnością wrzuci cię do jakiegoś worka. – Powiedział z
uśmiechem.
- A potem zgwałci. – Dodała zgryźliwie Majka.
- Nie ma to jak przyjaciele… - Wyszeptała Nina. A potem
podniosłą się z miejsca. – Wronka! To gdzie te karty!?
W autokarze z
czasem atmosfera znacznie się rozluźniła. Wszyscy śmiali się i wygłupiali. Na
siedzeniu numer 42 i 43 toczyła się nieprzerwana od pół godziny walka. Nina
siedziała po turecku uważnie wpatrując się w pokerową minę Andrzeja. Kolejne
dobieranie kart. Wzięła głęboki oddech. 9 i 4, wcale jej nie pasowały.
Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na najdrobniejszy ruch. Kolejne karty
lądowały na fotelu. Szatynka klęła w myślach. Nic jej nie pasowało. Uważnie
lustrowała brązowe tęczówki przeciwnika. Żadnych oznak strachu. Pewność. „On
wygra” pomyślała. Jedynym ratunkiem było go sprawdzić. Ale kiedy? Kolejne
dobieranie i brew Wrony lekko drgnęła. „Ma coś! Zaraz rzuci karty!” W jej umyśla
włączył się nerwowy impuls.
- Sprawdzam! – Zawołała kiedy dłoń przeciwnika szykowała się
do rzutu. Na jego twarzy wypłynął uśmiech. Odłożył karty. Każda inna. – Kuźwa…
- Zaklęła cicho.
- Wygrałem. – Wyszczerzył się Wrona.
- Mój człowiek! – Zawołał uradowany Wojtek, który od
dłuższego czasu w napięciu obserwował rozgrywkę.
- Jeszcze kiedyś cię zniszczę! – Zawołała szatynka z
uśmiechem.
- No jasne... Mały wojowniku. – Brązowooki z rozbawieniem
poczochrał jej włosy.
- Uważaj! Znam karate czwarty stopień! – Krzyknęła Nina
machając rękami.
- Haha! Normalnie jak Kunkfu panda! – Ryknął Włodarczyk.
- Nie wiem czy zauważyliście, ale wysiadamy. – Powiedziała
Majka.
Majka ze spokojem
na twarzy obserwowała jak z autokaru po kolei wyłaniały się kolejne osoby. Stała
oparta o Michała, który podbródkiem czochrał jej blond czuprynę. Westchnęła
zadowolona – mogłoby być tak zawsze. Moment później obok nich pojawił się
zaspany Karol targający walizkę Niny.
- Co ona tam cegły nosi. – Zważył w ręce pakunek. Winiarski
obdarzył go szerokim uśmiechem.
- To teraz gdzie idziemy? – Spytała zachwycona Majka.
Okolica była naprawdę piękna. Liczne wzniesienia i góry dodawały temu miejscu
uroku.
- Do hotelu. – Winiarski wskazał budynek za ich plecami.
Wyglądał na naprawdę nowoczesny. Pomalowany był na beżowo – pomarańczowy kolor.
Wielki napis „Dębowiec” sugerował o jego nazwie.
- Już jestem! – Zawołała zdyszana
Nina.
- Mógłbym wiedzieć gdzie się podziewałaś.
– Wysyczał Kłos.
- Kiedy wysiadałam, potknęłam się
i wpadłam do kałuży. – Obróciła się wokół własnej osi ukazując mokrą plamę na
tyłku.
- No Nina! Świetną masz kreacje
na mecz. – Wyśmiała ją przyjaciółka.
- Cicho… Coś wymyśle. – Szatynka
puściła do niej oko.
- Jak tu ślicznie! – Zawołała
Majka zachwycona wnętrzem pokoju który miała dzielić z Niną. Szare i kawowe
ściany nadawały pomieszczeniu głębie. Dwa pojedyncze, ślicznie zaścielone
łóżka, dwa stoliki nocne z ciemnego drewna i malutkie lampki w stylu rokoko.
Rzuciła torbę i wygodnie rozłożyła się na jednym z łóżek. – Zajęte! –
Wyszczebiotała do przyjaciółki, która nerwowo przewalała rzeczy w swojej
walizce, robiąc przy tym solidny bajzer.
- Jest! – Zielonooka uśmiechnęła
się wyciągając suszarkę.
- Mój skarb! Mój! – Krzyknęła
blondynka udając Golluma z „Władcy Pierścieni”.
- Ha ha! Bardzo śmieszne! –
Odpowiedziała Nina i po chwili zniknęła za drzwiami od łazienki.
Majka wzięła głęboki wdech i
zamknęła oczy. Było tu tak przyjemnie cicho. Z dala od miejskiego zgiełku i
obowiązków. Nagle poczuła, że materac ugina się pod czyimś ciężarem. Uniosła
jedną powiekę i napotkała niebieskie tęczówki. Mruknęła zadowolona i pozwoliła
sowim powiekom opaść. Materac znów zaskrzypiał i ktoś zaczął delikatnie muskać
jej szyję. Odchyliła głowę do tyłu. Dobrze wiedziała, kto to taki. Zaczęła
błądzić rękami po jego włosach, policzkach, ustach… Wzięła głęboki wdech. Czy
tak właśnie się czują zakochani? Nigdy nie miała czasu by się nad tym
zastanawiać. I wtedy… Otworzyła oczy. ON
wpatrywał się w nią tak intensywnie, wisząc tak blisko jej twarzy. Trącając
nosem jej policzek. Jego ciepły oddech owiewał jej szyję. „Teraz albo nigdy” –
pomyślała i delikatnie uniosła podbródek. Ich usta spotkały się. Tak
spragnione, tak zachłanne. ON całował tak… Lekko, ostrożnie. Jakby bał się, że
za moment wszystko okaże się snem a ONA po prostu zniknie.
- Michał… - Wyszeptała, kiedy
udało jej się złapać oddech.
- Tak? – Spytał gładząc ją po
policzku.
Otworzyła usta, ale niedane było
jej skończyć. W jednym momencie czar prysnął. To jej współlokatorka właśnie
opuściła łazienkę.
- Co tu się... – Pytała z
rozdziawioną gębą, a suszarka wypadła z jej rąk. –Z resztą… Nie przeszkadzam. –
Ulotniła się z pomieszczenie. Pchnęła pierwsze lepsze drzwi i wpadła do środka.
Na łóżku siedział zdziwiony Marechal. - Excusez-moi! – Zawołała z uśmiechem
opuszczając pomszczenie. Po raz pierwszy w życiu dziękując w myślach ojcu za
przymus chodzenia do szkoły językowej. Kolejne drzwi. Tym razem zapukała.
Wstrzymała oddech na myśl, że może tam spotkać wściekłego Wlazłego.
- A pani, w jakiej sprawie? –
Otworzył jej roześmiany Włodarczyk.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę
że cię widzę. – Kamień spadł jej z serca. – Gdzie znajdę Karola?
- Następne drzwi po przeciwnej stronie.
– Odpowiedział Wojtek.
- Dzięki. – Rzuciła szybko.
Podeszła do drzwi pokoju numer 43 i mocno je pchnęła. W pokoju nikogo nie było.
– No super… - Wybąkała sama do siebie. Na łóżku leżał strój i ściągacz na
łydkę, zapewne naszykowane na mecz. Przesunęła palcami po ciemnym materiale i
wtedy w jej głowie zrodził się szatański pomysł. Z prędkością światła jej
bokserka i kurtka znalazły się na podłodze. Ostrożnie przyodziała koszulkę. W
tym momencie rozległ się szczęk zamka. Do środka paradował Kłos.
- I jak ci się podobam? –
Obróciła dookoła głośno śmiejąc się.
- Jedna z lepszych kreacji. –
Uśmiechnął się i porwał ją w ramiona. – Masz zamiar tak iść na mecz?
- Tak! – Zawołała.
- W takim razie w co ja mam się
ubrać. – Zrobił groźną minę.
- Nie masz jeszcze jednej? – Nina
zrobiła minę smutnego szczeniaczka.
- No nie wiem, nie wiem… Może coś
się znajdzie. – Kręcił głową.
- Jak dla mnie to możesz grać i
bez niczego. – Wymruczała. Po czym
odskoczyła i kierując się w stronę drzwi przesłała mu całusa. – Ciekawe co na
to Majka. – Zarechotała. Pokonała korytarz i wparowała do własnego pokoju
mijając się przy wyjściu z Winiarskim. Majka rozpakowywała walizkę.
- Mogła byś sprzątnąć ten burdel.
– Powiedziała nie podnosząc wzroku.
- Zobacz co ja mam! – Zawołała
Nina.
- Ej skąd! Ja też chcę! –
Naburmuszyła się blondynka.
- Dobry złodziej ze mnie. –
Szatynka rozsiadła się wygodnie na łóżku. Majka zerwała się na równe nogi. –
43! – Zawołała za biegnącą przyjaciółką. Nie minęło nawet kilka minut a
niebieskooka dumnie paradowała po pokoju z koszulką Winiarskiego w ręce. – Moja krew! - Zawołała zadowolona Nina.
W pewnym momencie Falasca zorganizował pospolite ruszenie i wszyscy
wręcz wywlekli się ze swoich pokoi, przeszli przez długi korytarz i schody. Po
czym zręcznie zapakowali swoje tyłki do autokaru. Po przejechaniu niespełna
kilometra znaleźli się pod halą.
Dziewczyny dumnie wymachiwały plakietkami siedząc na swoich miejscach.
Skrzaty do dobrej rozgrzewały się na boisku. Nagle rozległ się gwizdek.
- Zaraz się zacznie. –
Ekscytowała się zielonooka.
Mecz nie sprawił siatkarzom z Bełchatowa większych problemów. Pomimo
pewnego zawahania i porażki w jednym secie. Pewna drużyna prowadzona przez
Falasce pokonała Bielsko Białą 3:1.
Majka spojrzała na przyjaciółkę.
W oczach Niny tańczyły wesołe ogniki.
- Wygrali! – Zawołała szczęśliwa szatynka. W pewnym momencie zrobiło się
niemałe zamieszanie. Blondynka straciła z pola widzenia Michała. „Przypominamy,
że mamy dziś walentynki. Wszystkie zakochanym życzymy miłego święta.” Dało się
słyszeć głos komentatora. „A teraz dedykacja dla pewnej Majki z trzeciego
sektora”. Szczęka opadła Ninie i ze zdziwieniem spojrzała na przyjaciółkę.
- Ale to wymyślił! – Zawołał Kłos,
który ni z tego, ni z owego pojawił się obok dziewczyn.
- Co wykombinował!? – Próbowała
wyciągnąć z niego informacje zielonooka. Ten tylko niewinnie wzruszył
ramionami. Z głośnika od dłuższej chwili sączyła się melodia, ktoś zaczął
śpiewać.
„ Nigdzie nie znajdziesz takiego pięknego
zdolnego jak ja,
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma.
Jak dinozaury wymarły jedyny egzemplarz to ja,
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma…”
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma.
Jak dinozaury wymarły jedyny egzemplarz to ja,
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma…”
Majka otworzyła szeroko usta, wzrokiem
przeszukując całą hale. W końcu go odnalazła siedział oparty o stanowisko
komentatorski z mikrofonem w ręku. Poczuła jak na jej twarzy wykwita rumieniec.
„Witaj królowo bajecznych złudzeń,
Obudź się słońce wstaje już.
Ci piękni chłopcy, wszyscy na luzie.
Bohaterowie z twoich snów.”
Zaczęła lekko bujać się w rytm muzyki.
„Tych co spotykasz na swojej drodze,
To nie ta sama talia kart.
Święcona woda tu nie pomoże,
Tylko oryginał jest coś wart.”
Spojrzała jeszcze raz. Patrzył na nią.
Wpatrywał się. W jednym momencie zrobiło jej się ciepło na serduszku.
„Nigdzie nie znajdziesz takiego pięknego
zdolnego jak ja,
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma.
Jak dinozaury wymarły jedyny egzemplarz to ja,
Nigdzie nie znajdziesz bo takich już nie ma.”
Jęknęła niezadowolona, gdy utwór się
skończył. Bez zastanowienia zbiegła w dół trybun, przeskoczyła przez bandę i
przebiegła przez boisko, po drugiej stronie stał ON. Bez namysłu rzuciła mu się
w ramiona.
Zachwycona Nina stała obserwując przyjaciółkę,
gdy poczuła, że ktoś ciągnie ją za łokieć.
- Chodź zrywamy się stąd. – Usłyszała głos Karola.
- Ale gdzie? – Zaczęła protestować.
- Chodź zrywamy się stąd. – Usłyszała głos Karola.
- Ale gdzie? – Zaczęła protestować.
- Na wycieczkę. – Chłopak uśmiechnął się
niewinnie. – Do miasta.
- No tak… Już lecę żebyś mnie zgwałcił w
jakiejś ciemnej uliczce. – Szatynka fuchnęła, niby urażona.
- Do tego nie potrzebuje ciemnej uliczki. –
Kłos ściszył głos. – Idziemy?
Chwilę później szli pod rękę jedną z ulic Bielsko Białej.
- To gdzie zmierzamy? – Przerwała ciszę
Nina.
- Do kina. – Wskazał budynek nieopodal.
- Całe szczęście, że ty mi nie śpiewasz… -
Westchnęła z uśmiechem.
- Uważasz, że nie umiem śpiewać? – Blondyn
pchnął ją palcem w żebro.
- No nie… W sensie… No nie wiem… Jak ci to
powiedzieć… - Zaczęła się jąkać. – TAK! – Buchnęła głośnym śmiechem. Wąski
szybko obrócił się na pięcie i odszedł kawałek dalej, po czym na cały głos
zaczął śpiewać „Ja uwielbiam ją, ona tu jest i…”.
- Nie, nie! Już skończ! Bo mi bębenki pękną
i wypłyną… Albo, jakieś bezdomne psy się zejdą jak usłyszą takie wycie! – Nina
zwijała się ze śmiechu.
- A co jeśli nie przestanę.- Wystawił język
w jej stronę.
- Przestanę się do ciebie przyznawać. –
Odpowiedziała i przeszła przez drzwi galerii. Przeszli w ciszy przez kawałek
budynku i wjechali ruchomymi schodami. Oczywiście musiały zatrzymać się w pół
drogi, co nie zostało bez komentarza.
- Kłos ile ty żresz. Nawet schody
zatrzymujesz. – Zawołała Nina.
- Ja!? – Spytał z wyrzutem. – Sama skóra i
kości. – Podniósł bezwładnie rękę. Pokonali kolejny zakręt. Nina tradycyjnie
musiała jeszcze zaliczyć toaletę, tłumacząc się „pęcherzem chomika”. W końcu
dotarli do jednej z kas biletowych.
- Miałem tutaj złożoną rezerwację. –
Wyszczerzył się do ekspedientki.
- Imię i nazwisko? – Zapytała nie podnosząc
głowy zza monitora.
- Karol Kłos. – Parsknął z uśmiechem. Czy
ktoś jeszcze w tym kraju pyta się go o to? Młoda dziewczyna gwałtownie zerwała
się na nogi. Zlustrowała parę od stóp do głów, po czym, wystukała coś na
klawiaturze.
- „50 twarzy Greya”, tak? –Wymruczała
kasjerka.
- Zboczeniec. – Syknęła Nina.
- Zjemy coś? – Spytał ignorując jej docinki.
Brak odpowiedzi. – Jeden duży pop corn poproszę.
- I to przeze mnie schody się zacięły. –
Nina przewróciła oczami.
- Kochanie! Możesz przestać marudzić i w
końcu się uśmiechnąć. – Karol udawał urażonego. Nie wytrzymała, delikatnie
uniosła kąciki ust. Po chwili weszli do sali trzymając się za ręce. Film,
którym tak ekscytował się cały świat nie robił na Ninie większego wrażenia.
Świetnie znała treść książek. I nie odczuwała takiego napięcia jak inni. Mimo
wszystko starała się skupić na tak „przewidywalnej” akcji. Spojrzała na Karola.
Biedny, tak bardzo przeżywał każdą scenę. „Boże jeszcze się rozklei na końcu” –
pomyślała. Bez namysłu oparła głowę o jego ramię. Zerknął na nią zdziwiony a
potem ją objął. Było naprawdę przyjemnie. Tak ciepło. Zamknęła oczy.
- Hej. Wstajemy śpiąca królewno. – Ktoś lekko
trącał ją w nos. Niechętnie uniosła głowę. Nadal leżała w jego objęciach. –
Tylko mi nie mów, że zasnęłaś? – Kłos szczerzył się do niej szeroko.
- Nie… Tylko… - Zerwała się z miejsca by
rozprostować nogi. – Wracajmy do hotelu.
Opuścili
galerię. Zachwycony Wąski ciągle prawił o filmie.
- Nie rozumiem jak to się mogło tak
skończyć? – Pytał z wyrzutem.
- Nie ekscytuj się tak. I tak się zejdą.
Wezmą ślub w gronie rodziny i Ana wpadnie. – Wybąkała obojętnie szatynka. Karol
spojrzał na nią pytająco. – Książki. – Wycedziła beznamiętnie.
- I to ja jestem zboczony! – Jej towarzysz
wybuchnął śmiechem.
- A nie? – Spytała kąśliwie. Blondyn
szarpnął ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- No może troszkę. – Wyszeptał i musnął jej
policzek, szyję…
- Cholera! – Nina otrząsnęła się ze
wstrętem. Kiedy przejeżdżający drogą kierowca ciężarówki ochlapał ich całych
wodą z dość głębokiej kałuży. Oboje wybuchnęli śmiechem i resztę drogi pokonali
biegnąc, wyprzedzając się i ścigając.
Jak
burza wpadli do hotelu. Bez zastanowienia minęli pokój dziewczyn sądząc, że
jest już zajęty. Drzwi do pokoju numer 43 otworzyły się z hukiem. Nina ze śmiechem
padła na kanapę w salonie, pociągając za sobą Karola. Ten bez namysłu zaczął
obsypywać pocałunkami jej twarz. Czoło, jeden policzek, drugi… Usta. Dziewczyna
mruknęła zadowolona. Jego wargi były ciepłe i z zachłannością obejmowały jej
własne. Robiło się gorąco. Naprawdę gorąco. Usiadła i zrzuciła z siebie mokrą kurtkę.
Teraz miała na sobie tylko jego meczową koszulkę. Zaczął podwijać ją do góry.
Nie pozostała mu dłużna i szybko pozbawiła go szarej bluzy. I znów ich języki
zaczęły ten gorączkowy taniec. Zwinnie przewinęła się pod jego ramieniem i
usiadła mu na kolanach, a ten z zadowoleniem ściągnął z niej żółtą bluzkę. W
ich oczach iskrzyło, oddechy były urwane a atmosfera napięta. Spoglądał na nią
niczym wygłodniałe zwierzę. Jego ręce zaczęły wędrówkę po jej nagim brzuchu.
-Nina? – Z aneksu kuchennego wystawiła
głowę Majka. Stanęła jak wryta. Sparaliżowana szatynka chwyciła bluzę i zasłoniła
się głośnie krzycząc. Do całego towarzystwa dołączył jeszcze Michał. Ten orientując
się w sytuacji wybuchnął głośnym śmiechem. Po czym złapał blondynkę za rękę i
wyprowadził z pokoju.
- Jak chcesz skończyć Karol, to my ci nie
przeszkadzamy! – Rzucił, dławiąc się śmiechem.
Wściekła Nina rzuciła się na kanapę.
- Spróbuj mnie dotknąć… - Warknęła i zaczęła
zbierać swoje rzeczy.
Następnego dnia około godziny 9 drużyna Skra Bełchatów ruszyła w drogę
powrotną. Wczorajsza akcja z Wąskim w roli głównej obeszła się szerokim echem
po całej ekipie. Teraz zostało im tylko słuchanie docinek kolegów.
I tak oddaje wam moje kilkudniowe wypociny. Rozdział trochę inny jak zawsze, ale... Miał być inny. Jeśli pojawiają się jakieś błędy szybko staramy się je wychwycić i poprawić. A... I miłych walentynek, przecież to nie święto zmarłych ... :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz