Jeden z Bełchatowskich kortów.
Nina ze wściekłością cisnęła rakietą o ziemię.
- Naprawdę! Tie break! Nie mogłeś mi oddać tego ostatniego seta?! To miała być zwykła rundka singla. – Denerwowała się niczym dziecko.
- Oj siostrunio. Oczywiście, że musiałem go wygrać. Uwielbiam patrzeć jak się denerwujesz. – Wyszczerzył do niej te swoje białe ząbki. Nie było nic słychać tylko świst rakiety przerwał ciszę. Piłeczka przeleciała obok niego.
- To, co gramy? – Zapytała z zawziętością. Wiedział, co teraz się stanie. Była niczym rozwścieczony byk, który rusza na torreadora. I to właśnie kochał w swojej malutkiej siostrzyczce. Zawsze walczyła do końca a kiedy przegrywała, potrafiła godzinami studiować i udoskonalać swoje błędy.
- Ok, znowu mnie ograłaś. – Stwierdził, kiedy ostatnia piłeczka upadła w centrum prawego rogu kortu. Ona tylko uśmiechnęła się słodko. Tak, to też było w jej stylu.
***
- Wojtek wiesz, że nie mogę nic obiecać. – Tłumaczyła do telefonu Majka po raz kolejny klnąc na swoje genialne pomysły.
- Ale musisz przyjechać. Uwierz, 25 rocznica ślubu to ważne wydarzenie. Będzie prawie cała rodzina. – Namawiał ją natarczywie brat.
- Od dawna czuję się jak byśmy nie byli już taką rodziną, jaką byliśmy kiedyś. – Dodała krytycznie.
- Majka… Błagam… - Usłyszała zduszony jęk. – Ja sam z tymi starymi ciotkami to nie wytrzymam. Trajkoczą jak poniemieckie radia. No zgódź się!
- No dobra, ale odpowiedzialność za zaistniałe tam zdarzenia ponosisz ty. – Dodała uśmiechając się nikle.
***
Czwartek godzina 9:30.
- Cholera! – Zrywam się jak poparzony. Po czy znowu siadam. Cały kark mi zdrętwiał. No tak! To była cudowna noc spędzona na kanapie w salonie, a budzik został w sypialni. Rozpędzony jak parowóz biegnę do łazienki, nie zapominając po drodze uderzyć małym palcem o komodę. Puszczam solidną wiązankę, co do mebli znajdujących się w moim domu, po czym łapię pierwszą lepszą szczoteczkę do zębów. Przemywam twarz. I już zasuwam w kierunku kuchni.
- Kurwa! Znowu ta komoda! – Krzyczę, kiedy telefon wpada mi w wąską szczelinę pomiędzy dębowym drewnem a ścianą.
Godzina 10:00 jestem na hali. Spóźniony jednie o godzinę. Widzę Falasce, który z miną potencjalnego gwałciciela zmierza w moim kierunku. Nic nie myśląc zwijam się do szatni. Szybko zrzucam bluzę i nerwowo szukam w torbie koszulki. Spoglądam za plecy i wydaje mi się, że kogoś widzę. Przez chwile myślę, że to trener przyszedł dać mi wykład o czasie, pochodzeniu zegarów i ilości dni życia ile mi pozostanie, jeśli nadal będę się spóźniał. Obracam się. Na ławce siedzi załamany Karol. On chyba tez spędził dzisiejsza noc na kanapie.
- Wąski wszystko w porządku. – Wyrzucam z siebie zaszokowany widokiem załamanego osobnika.
- A coś w ogóle było? Życie jest do bani! – Ciska butem o posadzkę.
- Kobiety? – Pytam spokojnie i przysiadam się.
- Olka, Nina… Jeden czort! – Syczy zdenerwowany. – Wieczne obrazy i fochy! Ja już nie wytrzymam! Jeszcze mnie zostawi…
Spoglądam na niego i nie wierzę, że najbardziej uśmiechnięta gęba Skry Bełchatów siedzi trzęsąc się w szatni. – Chodźmy, Falasca zrobi nam z dupy garaż za te spóźnienia.
- Nigdzie nie idę. – Burczy sam do siebie.
- Rozwodzę się… - Mówię płytko i widzę jak szczęka Karola opada niemal niszcząc płytki. Wychodzę. Nie mam już siły na rozmowy. Teraz mam tylko ochotę solidnie przyłożyć w jakąś piłkę.
- Jak to się rozwodzisz? – Kłos z krzykiem wbiega na halę.
Nerwowo oglądam się. Na szczęście, nikt nie słyszał. - Normalnie. Koniec. Ona tego chce. Więc nie będę jej przeszkadzał. – Przyklejam do twarzy sztuczny uśmiech i serwuję. Piłka z hukiem uderza o ziemie. Tak. Tego mi było trzeba.
Trening minął jak zawsze. Winiarski nawet się nie obejrzał a już było po wszystkim. Zły humor Wąskiego udzielił się wszystkim. Nawet Wronka nie miał siły żartować. Opuścił szatnię, jako jeden z ostatnich. Już miał wyjść z Energii, kiedy ktoś go zatrzymał.
- Mario. – Uśmiechnął się szeroko na widok przyjaciela.
- I ty masz jeszcze czelność głupio się uśmiechać?! – Wlazły wybuchnął niczym wulkan.
- Nie rozumiem. – Niebieskooki zmieszał się nieco.
- Rozwodzisz się, bo ci w główce zamieszała jakaś małolata, podczas kiedy twoja żona siedzi załamana w domu! – Mariusz mocno gestykulował rękami.
- Myślałem, że chociaż ty mnie zrozumiesz. – Załamany obrócił się na pięcie i wyszedł.
***
Było kilaka minut po godzinie 9:00, kiedy Majka wsiadła do samochodu brata.
- Cześć.- Rzuciła krótko.
- Cóż za entuzjazm. – Skwitował jej wypowiedź uśmiechem Wojtek.
- A daj mi spokój! – Naburmuszyła się i wsadziła słuchawki do uszu. Wdech – wydech. Wcale nie chciała tam jechać. Dom kojarzył jej się z nieustannymi kłótniami rodziców, masą butelek po alkoholu i brakiem jakiegokolwiek zainteresowania dziećmi. Gdyby nie Wojtek pewnie już dawno załamałaby się. Bo które dziecko alkoholiczki wychodzi na prostą? Jej to się udało. I była z tego powodu dumna. Była szczęśliwa, bo wiedziała, że jej rodzina nie będzie borykała się z takimi problemami. A teraz musiała tam wrócić. Rozdrapać stare rany.
- Jesteśmy na miejscu. – Pchnął ją lekko w ramie. – Ruszysz się, czy mam cię stąd wynieść? – Stał z wyciągniętą w jej kierunku ręką. Robił to tak samo jak… Jak kiedyś… Kiedy siedziała zapłakana w kącie, zawsze zadawał jej to samo pytanie „Ruszysz się, czy mam cię stąd wynieść?”, a ona? Zawsze chwytała jego dłoń. I nie płakała. Wiedziała, że razem mogą przetrwać wszystko.
Po cichu weszła do mieszkania. Rozejrzała się. W tej części domu było cicho.
- A czego byś chciała? Fajerwerk na powitanie?! – Pytała sama siebie. Przeszła długim korytarzem mijając jasną kuchnię i pokój gościnny. Cisza. Zaczęła wchodzić po schodach. Minęła swój pokój i oto w salonie – największym z pomieszczeń znajdowało się całe towarzystwo. Ciotka Janina – wieczna stara panna, ciocia Helena z wujkiem Zenonem, brat taty – Marcin i trzy sąsiadki po pięćdziesiątce. Można przyznać, że towarzystwo było naprawdę żywiołowe.
- Majeczka?! Nie wiedziałam, że będziesz? – Jej mama, a raczej Stefa, bo tak z czasem zaczęła ją nazywać, starała się ją przytulić, lecz ona zrobiła zgrabny unik i cofnęła się kilka kroków.
- Niespodzianka. – Wojtek wparował do pomieszczenia z szerokim uśmiechem. Wszyscy zebrani zaczęli uważnie wpatrywać się w blondynkę.
- Mam dla was prezent. – Powiedziała i podała ojcu zawiniątko w zielonym ozdobnym papierze ze złotą kokardką.
- Co to? – Spytał zdziwiony Zbigniew obracając prezentem.
- Och! Zbysiu! To zdjęcie. – Stwierdziła Stefania rozrywając opakowanie. Jej oczom ukazała się stara fotografia. Była na niej cała rodzina Ludwiczaków. Trzyletnia Maja siedziała na ramionach taty uśmiechając się szeroko, Wojtek z czerwoną łopatką w ręce robił jakąś dziwną minę w kierunku matki. Wszyscy emanujący radością. Wszyscy szczęśliwi. Siedzą na plaży obejmując się mocnym uściskiem. Tacy byli kiedyś.
- To zdjęcie jest… Jest… - Mówiła wzruszonym głosem Stefa.
- To zdjęcie jest z czasów, kiedy byliśmy jeszcze rodziną. – Dodała krytycznie Majka.
- Ale córeczko… - Stefania wyciągnęła rękę w jej kierunku.
- Nigdy nią nie byłam! – Majka nie wytrzymała. – Już zapomniałaś jak było kiedyś!? A teraz zżynasz dobrą mamusie! Nigdy ci tego nie wybaczę! – Po policzkach zaczęły spływać łzy.
- Kochanie to.. To… Dobrze wież, że to przez śmierć mojej mamy…
- Nie zwalaj niczego na babcię! Ona jedna nas kochała! – Blondynka zaczęła machać rękami. Tak. Tego właśnie się obawiała. Konfrontacji z przeszłością.
- Kochanie. Spokojnie. – Starał się opanować sytuację Zbigniew.
- Nie uspokajaj mnie! Gdzie byłeś, kiedy cię z Wojtkiem potrzebowaliśmy!? Zamykałeś się w gabinecie i nawet nie pomyślałeś, że istnieje coś takiego jak odwyk! – Krzyczała i cała się trzęsła. – Dlaczego nie mogłam mieć idealnego dzieciństwa jak inni? – Pytała płaczliwym głosem. – Wojtek proszę zabierz mnie do domu. – Łkała cicho.
Kiedy wysiadła przed blokiem było już całkowicie ciemno. Na palcach wkroczyła do mieszkania. Nina siedziała na kanapie i oglądała jakiś durny brazylijski serial, wycierając co chwilę nos chusteczką.
- Dlaczego Pablo musiał umrzeć? – Mówiła do pustej przestrzeni. – Dlaczego on? Przecież Margarita tak bardzo go kochała? – Chusteczka po raz kolejny powędrowała w kierunku nosa.
- Tobie to już do reszty wali na dekiel. – Rzuciła oschle do przyjaciółki. Nina zerwała się z kanapy i zapaliła światło. Przed nią stała blada postać z podpuchniętymi oczami. Nie pytała, co się stało. Mocno przytuliła przyjaciółkę. Zapowiadał się naprawdę bardzo ciężki wieczór.
Następnego dnia dziewczyny wstały w nieco lepszych nastrojach. W końcu nadszedł ten wymarzony dzień. Dzień, w którym miał się odbyć tak wyczekiwany mecz. Nina była cała w skowronkach. Włączyła radio i zaczęła trząść biodrami w rytm jednej z piosenek.
- Widzę, że spalamy kalorie. – Zawołała z przekąsem Majka wchodząc do kuchni.
- A co mój tyłek ci się nie podoba. – Szatynka udała oburzoną.
- No mi nie… Ale… Znam kogoś komu z pewnością przypadł do gustu. – Puściła do przyjaciółki oko.
- Nie wiem, o czym mówisz. – Nina zarumieniła się. – Nie gadaj tyle tylko wsuwaj tę jajecznicę. – Krzyknęła podsuwając pod nos blondynki talerz z zachęcająco pachnącą zawartością. Majce nie trzeba było drugi raz powtarzać. Wzięła się za jedzenie popisowego dania współlokatorki. Za każdym razem do jajek dorzucane były inne dodatki. Raz na słodko, raz na słono. Mimo to każda smakowała rewelacyjnie. A Nina pytana o składniki nadające temu taki smak, z całą powagą odpowiadała, że dodaje tam szczury, które łapie w piwnicy. Mimo to nikt nigdy nie odmawiał skosztowania jej specyfiku.
Godzinę przed rozpoczęciem meczu obie dziewczyny odstrzelone w klubowe koszulki i kolorowe kurtki zimowe dziarsko przemierzały ulice Bełchatowa. Z ich mieszkania do Energii można było dotrzeć w niecałe 10 minut, mimo to wolały być na miejscu wcześniej. Po przejściu przez bramki i skasowaniu biletów z przyzwyczajenia ruszyły w kierunku ulubionego sektora, kiedy nagle uświadomiły sobie, że siedzą zupełnie z drugiej strony.
- Miejsca w sektorze zaraz za plecami naszych zawodników. No nieźle. – Zachichotała Nina i znacząco spojrzała na przyjaciółkę.
- Nie gap się tak bo ci jeszcze oczy wypłyną. Chodź! – Blondynka wystawiła w jej stronę język. Po przejściu długim korytarzem. W końcu dotarły do swojego sektora i zajęły miejsca. Na boisku już od dłuższej chwili rozciągali się zawodnicy z Politechniki Warszawskiej. Skrzatów jak na razie brak. Po dziesięciu minutach dało się słyszeć głos komentatora zachęcający przybyłych kibiców do powitania gospodarzy. Obie przyjaciółki zaczęły klaskać w dłoni, gdy z szatni wybiegli zawodnicy w żółtych strojach. Wszyscy byli w świetnych nastrojach śmiali się odbijając piłkę. Majka zauważyła, że niebieskooki nerwowo przygląda się trybunom. Kiedy spojrzał w jej stronę pomachała do niego a ten szybko znalazł się przy bandach i patrzył na nią wyczekująco.
- No idź! Bo ja się tam przejdę! – Nina pchnęła ją w ramie i posłała siatkarzowi szeroki uśmiech. Blondynka wstała i wolnym krokiem ruszyła w jego stronę.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. – Uśmiechnął się promiennie. Tak uśmiechnął się. Po raz pierwszy od tygodnia.
- Przecież obiecałam. – Majka odwzajemniła uśmiech. Czuła, że mogłaby tak stać całą wieczność tonąc w jego oczach, jednak wróciła do rzeczywistości, kiedy usłyszała za plecami szepty. – Powodzenia! – Rzuciła szybko i już chciała uciec, kiedy Michał złapał ją za rękę.
- Jutro po treningu. O 16:00? – Spytał z pociemniałymi oczami.
- Będę. – Zgrabnie strząsnęła jego dłoń i wróciła do przyjaciółki.
Siedziały jeszcze pół godziny obgadując wszystkich siatkarzy po kolei. Chichocząc, co chwilę pod nosem nawet nie zauważyły piłki lecącej w ich stronę. Pisk i wybuch śmiechu. I już szatynka siedziała z żółto-niebieską Miksą na kolanach i z czerwonym piekącym policzkiem. Ze złością rozejrzała się w około. Karol stał nieruchomo z rozdziawioną gębą, a Wrona zwijał się ze śmiechu pokazując palcem w jego kierunku.
- Wiesz, co Kłos!? I to jeszcze we mnie!? – Z impetem podrzuciła piłkę i solidnie w nią uderzyła. Swego czasu grała w szkolnej drużynie, więc nie sprawiło jej to większej trudności, a piłka z całą swoją mocą uderzyła w klatkę piersiową zawodnika z numerem 6 na koszulce. Cała publiczność buchnęła śmiechem, a komentator nie omieszał tego skomentować. Nina z dumą usiadła na swoim miejscu. Wrona padł na ziemię zalewając się łzami rozbawienia. A on? Nadal stał oszołomiony. Nie wierzył. Ona naprawdę tu była. Osoba, która tydzień temu zrobiła z niego pajaca na oczach całej publiki. Osoba, która kilka dni temu upiła go do nie przytomności. Osoba, o której myślał, że już jej nigdy nie spotka. Nic nie myśląc przeskoczył przez bandy i podszedł do miejsca, w którym siedziała. ONA, drobna istotka zakrywająca dłonią nadal bolący policzek. Uniósł delikatnie jej podbródek i pocałował zaczerwienione miejsce. Po czym wyszeptał na szybko.
- Jutro. O 16:00. Tutaj.
To brzmiało jak słodka obietnica, która dopiero z czasem do niej dotarła. Siedziała oszołomiona słysząc tylko ludzi, którzy co jakiś czas wytykali ją palcami.
- Co to było!? – Spytała podekscytowana Majka, kiedy obie opuściły Energię.
- Nic… - Odpowiedziała jej jakby nie przytomnie.
- Jak to nic!? Najpierw znajduję was nawalonych w trzy dupy na mojej kanapie, a teraz jeszcze to!? I ty mi nic nie powiedziałaś! – Krzyknęła z wyrzutem.
- Co ci miałam powiedzieć? Tego nie miało być, ja w ogóle nie rozumiem… - Urwała.
- Ok. Zbliża się już koniec przesłuchania. A powiesz mi, chociaż co tak słodko wyszeptał ci do uszka? – Dodała nieco jadowicie.
- Że jutro o 16:00. – Wybąkała cicho.
- Oj kochana! Widzę, że idziemy na podwójną randkę!
Nina tylko spojrzała na nią pytająco.
***
- Tak Majka to był genialny pomysł żeby przyjść tutaj pół godziny wcześniej! – Grzmiała ze złości Nina trzęsąc się na dziesięciostopniowym mrozie.
- Nie marudź tylko właź. – Blondynka popchnęła przyjaciółkę w kierunku drzwi.
- I tak nas tam nie wpuszczą. Nigdzie się nie ruszam! Dość tych kompromitacji. – Dotknęła prawego policzka i skrzywiła się na samo wspomnienie.
- Rób, co chcesz! – Majka wydęła wargi i dumnie wkroczyła do Energii. Przez szklane drzwi było widać jak tłumaczy coś jednemu z ochroniarzy. Po czym wybiegła z uśmiechem na zewnątrz i załapała szatynkę za rękę. Z prędkością światła pokonały długie schody i już siedziały na miejscach w swoim ulubionym sektorze. Siatkarze właśnie rozgrywali między sobą mecz. Reszta rozciągała się po kontach. Siedziały tak niewzruszone do momentu, kiedy trening oficjalnie się zakończył. Pewnie nikt nie zwróciłby na nie uwagi gdyby nie głośny rechot Niny wywołany informacją, że drużyna Winiarskiego i Kłosa dostała po tyłkach. Wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku.
- Nina! – Skarciła ją przyjaciółka.
- Tak, tak wiem. Dubbling, jako wiedźma w „Jasiu i Małgosi” to ja już mam załatwiony. – Otarła łzę z kącika oka. Spojrzała na boisko. Większość zawodników uśmiechało się w jej kierunku równie szeroko, co ona sama przed momentem. W końcu Falasca wygonił Skrzatów do szatni ku większemu zniesmaczeniu. Moment później Majka już stała oparta o bandę a Nina siedząc na boisku obracając delikatnie piłkę w rękach.
- Trenowałaś kiedyś siatkówkę? – Usłyszała za plecami głos i szybko zerwała się na równe nogi.
- Tak… Kiedyś w szkole… Ale to nie było nic poważnego… - Tłumaczyła ze spuszczonym wzrokiem.
- Bo przyłożyć to potrafisz! I to solidnie!
Uniosła wzrok. Przed nią stał uśmiechający się od ucha do ucha blondyn. W momencie całe napięcie opadło. Podrapała się po głowie. – Ale… Po co mnie tu w ogóle ściągnąłeś?
- Chciałem porozmawiać. Wiesz… Głupio wyszło z tą Olką. I potem na tym meczu… Naprawdę nie chciałem. – Zaczął się jąkać.
- Dobra panie Wąski. Przeprosiny przyjęte. – Uśmiechnęła się szeroko. – Zapewnijmy sobie, chociaż trochę rozrywki. – Stanęła po drugiej stronie siatki. Zgrabnym ruchem zrzuciła z siebie szarą bluzę. Paradując w czarnej bokserce podrzuciła Mikasę i uderzyła z całej siły.
***
W tym samym czasie.
- Nie wiesz jak się cieszę, że przyszłaś. – Niebieskooki powitał ją z uśmiechem. Ale… Był jakiś dziwny.
- Tobie bym nigdy nie odmówiła. – Majka wręcz promieniała. Zsunęła się z bandy i usiadła opierając o nią plecy. Michał przysiadł się do niej. Siedzieli dłuższą chwilę w ciszy obserwując dwójkę przyjaciół wygłupiających się na parkiecie. Nie musieli rozmawiać. To była bardzo przyjemna cisza. W końcu Majka nie wytrzymała. – Co z Olkiem? Nie było go ostatnio na meczu. – Uśmiechnęła się szczerze.
- Olek. Nie mógł przyjść… - Winiarski nagle posmutniał.
- Jest chory, tak? – Czuła, że stąpa po cienkim lodzie.
- Nie… Daga mu zabroniła… Wiesz… - Spojrzał jej w oczy. – Rozwodzimy się i ona chce zabrać Oliego.
Majka nie wiedziała, co powiedzieć. Chwyciła przyjmującego za rękę.
- Jak by co… - Urwała. – To masz jeszcze mnie. – Wyszeptała mu do ucha. W jego błękitnych tęczówkach dało się widzieć jakiś dziwny błysk. Czego? Radości? Smutku? Zrobiło jej się naprawdę przykro, kiedy ujrzała grymas bólu na jego twarzy i sama nie wiedziała czemu… Chwilę później siedziała zamykając go w szczelnym uścisku.
- Ej! To nie fair! – Krzyknęła z uśmiechem Nina, kiedy Karol zręcznie zablokował jej atak.
- Co nie fair! Blok zwyczajny. – Droczył się z nią wystawiając język.
- Tak! Tylko blok… Ja i moje metr siedemdziesiąt… - Parsknęła udając oburzoną.
- No nie gniewaj się na mnie! Jakoś temu zaradzimy. – Przeszedł pod siatką, chwycił ją za biodra i uniósł do góry. – Lekka jesteś. – Skwitował z uśmiechem.
- Nie obrażaj mojej wagi! – Pacnęła go ucho.
- I jak widoki? – Spytał cicho rechocząc. – Bo moje całkiem ciekawe.
- Nie gap mi się na tyłek! – Krzyknęła Nina i zaczęła się trzepać. Tym sposobem Kłos stracił równowagę i oboje runęli na ziemię. O dziwo! Wylądowała na czymś miękkim, jak się potem przekonała na jego brzuchu. Para ryknęła głośnym śmiechem. Nina rozejrzała się po hali. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegła przyjaciółkę. Mina jej zrzedła.
- A tym co? – Spytała Karola, który zdążył pozbierać się już z podłogi.
- Nie wiem… I… Nie mam zamiaru im przeszkadzać. – Posłał szatynce uwodzicielskie spojrzenie.
- Widzisz… Tobie też trzeba znaleźć jakieś zajęcie. – Wymruczała mu do ucha. Po czym szybko odskoczyła i chwyciła za piłkę.
- Chcesz grać… Tak? – Spytał zawiedzionym głosem.
I oto oddajemy w wasze ręce kolejny rozdział. Mamy ferie więc w tym tygodniu pojawią się jeszcze dwa rozdziały. :D Czytam = Komentuje :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz