- Jak to nie możesz… No proszę… - Wołała podekscytowana Nina
robiąc maślane ślepka w kierunku Kłosa. Oboje maszerowali przez park. Był
przyjemny i dość ciepły wieczór.
- Wiesz, że mecze to nie wycieczki. – Starał się bronić.
Dziewczyna przyśpieszyła kroku.
-Aha! Ale na Walentynki to mogłeś mnie ze sobą zabrać. –
Zrobiła naburmuszoną minę.
- Tak bardzo chcesz jechać do tego Rzeszowa? – Karol
odwrócił się w jej stronę. Szatynka z prędkością światłą wyprzedziła go i
niczym kot wskoczyła na jedną z pobliskich ławek by, choć trochę zmniejszyć
różnicę wzrostu. Cała zdyszana, z czerwonymi rumieńcami na twarzy. Wyglądała
naprawdę uroczo.
- Przy tobie powinnam chyba używać drabiny. – Zaczęła
chichotać pod nosem. – Wiesz jak bardzo mi zależy. – Zamrugała długimi rzęsami.
– A to prawie jeden z ważniejszych meczy Plusligi.
- No… Niech się zastanowię… - Wymruczał i uniósł ją do góry
tak, aby ich twarze znalazły się na jednej wysokości. – Zgoda! – Oznajmił z
uśmiechem.
- Wiedziałam! – Krzyknęła zielonooka z satysfakcją i wpiła
się w jego usta.
***
Było już grubo po
21:00 kiedy Nina wróciła do domu. Po tym jak starannie rzuciła w kąt swój
beżowy płaszcz, jak burza wpadła do kuchni i zaczęła szykować kanapki.
- Majka! Jesteś w domu!? – Zawołała wyglądając z kuchni.
Cisza. Jej współlokatorka nigdy nie wychodziła wieczorem na miasto, to nie było
w jej stylu. Zaniepokojona szatynka pchnęła drzwi do jej pokoju. Zamknięte. –
Majka!!! Otwieraj!!!
- Kto tam? – Z wnętrza pomieszczenia wydał się cichy szloch.
-FBI jak nie wiesz!!! Otwieraj!!! – Usłyszała szczęk zamka.
- Możesz się nie drzeć jak na porodówce? – Spytała blondynka
z wyrzutem. Wyglądała okropnie. Rozmazany tusz do rzęs. Podkrążone, zaczerwienione oczy.
- Co… Co ci jest? – Spytała zaszokowana Nina. – Ty…
Wyglądasz… Płakałaś? – Wyrzucała z siebie bez składni. – Co on ci wtedy
zrobił!?
- Nic… Po prostu nic… - Niebieskooka bezwładnie oparła się o
futrynę.
- Od tej kolacji! Tylko chodzisz i płaczesz! Płaczesz i
śpisz! Jesteś gorsza niż dziecko! – Grzmiała Nina. – Jeszcze mi tego brakuje
żebyś zaczęła w pieluchy robić! Grrr… Niech go tylko znajdę! Zatłukę! Uduszę!!!
– Ciskała piorunami na wszystkie strony.
- Daj spokój… Nic się nie stało… Po prostu mam gorszy dzień…
Dni… Tydzień… - Majka zaczęła się jąkać.
- Ok… Ale nie zostawię tego w spokoju… - Odpowiedziała wrogo
szatynka i odwróciła się do niej plecami. – Pewnie nie masz ochoty jechać na
mecz do Rzeszowa? – Spytała, chociaż znała odpowiedź.
- Nie… Dzięki… Zostanę w domu… Naprawdę… Nie martw się o
mnie… - Powiedziała niebieskooka i zniknęła w ciemnym pokoju.
- Oj Majka… Majka… Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać… -
Zrezygnowana Nina padła na kanapę.
***
Następnego dnia
mimo bolącej głowy i ogólnego zmęczenia Majka przemogła się i wyszła do pracy.
Na zewnątrz czekał na nią szary, zachmurzony Bełchatów. Westchnęła
zrezygnowana. Widocznie całe miasto odzwierciedla jej nastrój. Bez
zastanowienia ruszyła przed siebie. Gdy dotarła na miejsce prawie
niepostrzeżenie wślizgnęła się do gabinetu. Cicho zamknęła drzwi i z niechęcią
zaczęła przeglądać zamówienia.
Było po13:00 kiedy
Majka przyjmowała zamówienie od jednej ze stałych klientek, kiedy przez
oszklone drzwi zauważyła że w stronę salonu zmierza Michał.
- Kaśka chodź dokończ za mnie! – Spanikowana zawołała
pracownicę i zwinnie schowała się pod blat. Napotykając jej zdziwiony wzrok
zaczęła tłumaczyć. – Żeby Nie winem, kto o mnie pytał. Nie ma mnie. Zrozumiano?
Jestem chora. – Wyszeptała dalej pozostając w ukryciu. Nagle usłyszała trzask
drzwi. Ktoś wszedł do środka. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Dobrze
wiedziała, kto to taki.
- Zastałem szefową?
- Nie ma jej… Rozchorowała się… - Kłamała w żywe oczy Kaśka.
- W domu też jej nie ma. – Zaprotestował niebieskooki.
- Może wybrała się do lekarza. Wie pan, jak to jest z tymi chorobami.
– Ciągnęła swoje przedstawienie.
- Jak by wróciła. To przekaż, że tu byłem. – Westchnął i z
prędkością światła opuścił zakład.
- Kaśka! Jesteś najlepsza! – Zawołała Majka wyskakując zza
lady. – Dostajesz premię świąteczną!
- Świąteczną? W lutym? – Szatynka wybałuszyła oczy.
- Tak w lutym! – Zawołała zadowolona szefowa.
O 18:00 blondynka
zamknęła zakład. Ostrożnie wychyliła głowę zza rogu. Nikogo nie było. Musiał
połknąć haczyk. Ruszyła przed siebie. Już skręcała w stronę bloku, w którym
mieszkała, kiedy ktoś w kapturze zagrodził jej drogę. Nogi się pod nią ugięły,
a serce podeszło do gardła.
- Możemy pogadać? – Usłyszała znajomy głos. Zamrugała
kilkukrotnie. Wtedy osobnik zrzucił z głowy kaptur.
- Mario? – Wyszeptała zdziwiona.
- Tak, słuchaj musimy pogadać. Daj mi minutę. – Zaczął się
nerwowo trzepać.
- No słucham… - Majka założyła ręce na biodra.
- Wiesz… Nie chciałem żeby to tak wyszło… Przepraszam… -
Podrapał się za uchem. – Michał był moim przyjacielem… Przyzwyczaiłem się do
Dagi… To był dla mnie szok… - Spojrzał na nią szukając zrozumienia. – Ale skoro
Michał jest szczęśliwy… Przepraszam… - Urwał i spuścił głowę. Blondynka otarła
łzę z policzka.
- W porządku. – Westchnęła. – I tak już mnie z nim nic nie
łączy. – Odwróciła się na pięcie zostawiając oszołomionego Wlazłego samemu
sobie.
***
W piątek rano Kłos
pojawił się pod drzwiami mieszkania dziewczyn.
- Noo hej! – Powitała go z uśmiechem od ucha do ucha Nina.
- Cześć. – Musnął jej policzek. – Gotowa?
- Ja tak… Ale poczekaj… Muszę przygotować Bear Gryllsa na
przetrwanie kilku dni samemu i bez śmierci głodowej. Majka! – Zaczęła nerwowo
stukać ręką o biodro. – Majka kuźwa! – Cisza. Wściekła wzięła rozpęd i wpadła
do pokoju współlokatorki. „Rusz ten tłusty tyłek!” – Dobiegło zza drzwi i już
chwilę później Nina ciągnęła na wpół przytomną Majkę przez mieszkanie. Usadziła
ją na jednym z krzeseł. Wąski spoglądał na dziewczynę ze współczuciem.
- Słuchaj mistrzu przetrwania! – Zaczęła władczo szatynka. –
Jedzenie masz w lodówce. Makaron z serem i mięso z kurczaka. Tylko bloku nie
wysadź jak będziesz je odgrzewać. – Spojrzała znacząco na mikrofalówkę.
- Tak, tak… - Niebieskooka grzecznie przytakiwała.
- Nie odbieraj niezastrzeżonych numerów. Nie otwieraj obcym.
I błagam cię… Nie wpakuj się w jakieś bagno. Trzymaj się! – Klepnęła
przyjaciółkę w udo i wzięła swoją torbę. – Miłego weekendu!
***
Było wczesne
popołudnie. Nina wraz z drużyną Skry Bełchatów jechała autokarem w kierunku
Rzeszowa. Dziewczyna kuliła się na siedzeniu. Ciężko jej było z myślą, że zostawiła
przyjaciółkę samą, w tak złym stanie. Nie śmieszyły ją żarty, nie odpowiadała
na zaczepki. Odmówiła nawet Wronie partyjki pokera. Na szczęście Michał
siedział na samym przedzie, bo gdyby tylko mogła, wydrapałaby mu te niebieskie
ślepia.
- Coś nie tak? – Spytał zatroskany Karol.
- Nie… Po prostu martwię się o Majkę… - Wyszeptała patrząc
się w jeden punkt.
- Jest już duża… Poradzi sobie. – Powiedział blondyn i
przycisnął ją do siebie, a ona kołysana w jego ramionach zasnęła.
Droga do Rzeszowa
okazała się strasznie nużąca. Gdy dotarli na miejsce wszyscy z radością
prostowali zdrętwiałe kończyny. Skrzaty otrzymały zakwaterowanie w jednym z
pobliskich hoteli. Ninie przypadł jednoosobowy pokój. Zmęczona padła na łóżko.
Granatowe ściany, meble w kolorze jabłoni i kremowa pościel. Było naprawdę
przyjemnie. W końcu zwlekła się z posłania. Wyszła na korytarz. Pokój naprzeciw
należał do Argentyńczyków. Po lewo znajdował się pokój samego trenera Falasci,
a z prawej, jak się domyślała Wrony i Kłosa. Jakie wielkie było jej zdziwienie,
kiedy otworzył jej uśmiechnięty Winiarski. Łóżko obok zajmował Wlazły.
- Co do chole… - Wypaliła z siebie.
- Nina? – Brunet trochę się zmieszał. – Co z Majką? – Spytał
z oczami pełnymi nadziei.
- I jeszcze mnie o to pytasz!? – Wrzasnęła. – Nie wiem, co
jej zrobiłeś, ale spróbuj się do niej zbliżyć a zginiesz!
- Ale… Ja nic…
- Jasne! Panie święty! Ona nie robi nic tylko płacze. I
niech zgadnę, przez kogo! – Syczała szatynka.
- Ale… To ona… - Tłumaczył się.
- Jasne! Teraz zwal to wszystko na nią! Brawo! Gratuluję
pomysłu! – Zaczęła klaskać w dłonie i szybko ruszyła przed siebie.
- Ale mi na niej naprawdę zależy! – Rozniosło się po długim
korytarzu.
Do meczu została
równa godzina. Nina wałęsała się bez celu po rzeszowskiej hali. Była o wiele
większa od tej w Bełchatowie. Wszędzie roiło się od biło-czerwonych koszulek.
Tak wielu kibiców ubranych w stroje drużyny widziała chyba tylko na meczach
reprezentacji. „To miasto żyje siatkówką” w jej uszach brzmiały słowa jednego z
komentatorów. W tym momencie znajdowały one potwierdzenie. W końcu wpadła na
genialny pomysł. Opuściła trybuny i skierowała się w kierunku szatni. Po długim
przekonywaniu ochroniarza znalazła się pod drzwiami szatni. A raczej parą
drzwi. I ten odwieczny problem, które prowadzą do szatni Skrzatów? Po krótkiej
medytacji zapukała do tych po lewej stronie. Cisza. Uderzyła jeszcze raz tym
razem pięścią.
- Już, już… Tak słucham? – Przez szparę w drzwiach wychylał
się Krzysiek Ignaczak. Ninie opadła szczęka.
- O Boże! Przepraszam… Pomyliłam szatnie… - Wybąkała.
- Kibic Skry? Hmm. – Zmierzył ją od stóp do głowy.
- Nie… Znaczy się… Szukałam Karola… I nie te drzwi… I… -
Sama zaplątała się w swoją opowieść.
- Igła. Libero Resovii. – Brunet z cwaniackim uśmiechem
wyciągnął w jej kierunku rękę.
- Nina Tul. Yyy… Dziewczyna Karola Kłosa. – Ujęła jego dłoń.
W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi znajdującego się obok
pomieszczenia.
- O wilku mowa. – Wyszczerzył się Krzysiek.
- Kopę lat, co? – Wąski klepnął go w ramię.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że masz taką fajną dziewczynę?
– Spytał z wyrzutem libero.
- Jakoś nie było okazji. – Kłos uśmiechnął się jeszcze
szerzej. – A poza tym… Co ty tu robisz? – Zwrócił się w stronę Niny.
- Chciałam ci życzyć szczęścia.. Ale teraz… Już idę… Nie
będę przeszkadzać. – Odpowiedziała wycofując się.
- Ej! To wujkowi Igle już nie pokibicujesz!? – Spytał
Krzysiek z udawanym gniewem i wywinął dolną wargę.
- Powodzenia chłopcy! – Zawołała Nina i przesłała obu
całusa.
Mimo wcześniejszych
nadziei mecz nie potoczył się po myśli Bełchatowian. Co prawda wygrali oni
pierwszą odsłonę, ale całkowity triumf przypadł Resovii.
W autokarze
panowała grobowa cisza. Nikt się nie odzywał. Część spała, reszta wyglądała
przez okna. Została tylko gorycz porażki. Nina spojrzała w bok. Karol spał. Był
przy tym taki słodki. Miał zarumienione policzki, a grzywka spadła mu na czoło.
Wzięła do ręki torebkę i zaczęła w niej poszukiwać wody. Pod rękę wpadł jej
pewien materiał. Była to koszulka Ignaczaka, prezent za „domniemane kibicowanie
wujkowi”. Z uśmiechem przełożyła ją dalej – „ Zawsze to jakaś pamiątka” –
Pomyślała.
Wysiadła z autokaru
i z Kłosem ruszyła w stronę jego domu. Szli pieszo. Tak, tego pięknego dnia
nawet samochód odmówił posłuszeństwa. Wpadła do jego mieszkania i wygodnie
rozłożyła się na sofie. Starała się nie zauważać Winiarskiego, który z resztą
szybko zwinął się do swojego pokoju. Wąski usiadł obok niej i spuścił głowę.
- Tak, masz Recję! Buty tak bardzo interesujące. –
Przedrzeźniała go Nina.
- Taaa… - Westchnął.
- Ej no! Przestań! Może jeszcze dołączysz do Majki i
zaczniesz płakać w kącie. – Pchnęła go w bok.
- Słuchaj… To było dla nas bardzo ważne. – Spojrzał na nią z
wyrzutem.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - Odpowiedziała mu sarkazmem,
a potem poderwała się do góry i wylądowała na jego kolanach. Oplotła rękami
jego szyję i spojrzała mu w oczy. – Nie ma się czym łamać. Nie przegraliście
przecież całej ligi… A poza tym… To nie lubię cię takiego smutnego. –
Uśmiechnęła się delikatnie, a potem buchnęła głośnym śmiechem. – Igła wziął
mnie za twoją dziewczynę.
- A co? Nie widzisz się w tej roli? – Spytał unosząc brew.
- Szczerzeeeee… Zaczęła się kołysać. – To nie! – Zawołała mu
do ucha. Kłos uniósł jej podbródek. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach i
wyszeptał. – „Panno Tul, jestem w pani szaleńczo zakochany…”
***
W poniedziałek rano
Majka cicho wymknęła się z domu. Chciała jak najszybciej znaleźć się w
zakładzie. Szła w kierunku Energii. Nie miała ochoty zbliżać się do rzeczy
kojarzących jej się z siatkówką, z NIM… Niestety mieszkała praktycznie
naprzeciwko hali. Westchnęła i ruszyła przed siebie. Kiedy mijała stadion ktoś
złapał ją za ramię. Obróciła się. Znowu postać w kapturze.
- Co jest Mario? – Spytała z uśmiechem, który spłynął z jej
twarzy, gdy tylko ujrzała niebieskie oczy wpatrujące się w nią. – Czego chcesz?
– Spytała oschle.
- Majka je przepraszam… Nie chciałem…
- Skończyłeś… To wszystko? – Spytała czując, jak nogi się
pod nią uginają. Westchnął. – Świetnie. A teraz pozwolisz, że pójdę do pracy. –
Zrobiła kilka kroków w przód.
- Zaczekaj! – Winiarski znów zagrodził jej drogę. –
Potrzebuję cię. Mogłabyś złożyć zeznania w sądzie? Chodzi o Olika… Chcą mi ograniczyć
prawa. – Spojrzał na nią ze smutkiem.
- Zgoda, ale robię to tylko dla Olka. – Wysyczała i
zawróciła.
***
Dziś Nina wróciła z
pracy dość późno. Niczym dzikie zwierzę wpadła do domu i rzuciła się w kierunku
kuchni. Dopiero wtedy zauważyła, co dzieje się w jej mieszkaniu. Majka
siedziała owinięta brązowym kocem, otoczona chusteczkami, z kubkiem mocnej kawy
w ręku. Chlipała cicho pod nosem.
- Co tu tornado przeszło? – Spojrzała na współlokatorkę
przemierzając salon. – Normalnie chusteczki, syf, gile i porosty. – Stwierdziła
w tak charakterystyczny dla niej sposób. Blondynka siedziała niewzruszona.
Zielonooka przykucnęła przy niej. – Powiesz mi w końcu, co się stało? – Spytała
po cichu.
- Yhmmm… - dziewczyna przytaknęła. Nina spojrzała na nią
wyczekująco. – Pamiętasz tę sprawę z gwałtem? – Wyszeptała.
- Zrobiła ci coś!? – Szatynka podskoczyła jak oparzona.
- Nie… Tylko ja… Ja się boję… Że będzie jak wtedy z nim…
- Majka! Nie karzy facet jest taki sam. Ja myślałam. O Boże!
To był ten powód tych rozpaczy? – Blondynka skinęła głową. – Według mnie
powinniście sobie z Michałem wszystko wyjaśnić. A teraz kładź się spać. Już… -
Pchnęła współlokatorkę w kierunku pokoju. – Dobranoc!
Godzina 23:47. No
ja już nie wytrzymam! W kółko tylko ten dźwięk wycieranego nosa. To chlipanie i
obijanie się po pokoju. Zaczynam się zastanawiać nad sprowadzeniem egzorcysty.
Zrywam się na równe nogi. Wciągam na siebie pierwsze lepsze ubrania, łapię
swoje różowo- białe air maxy, jesienną kurtkę i wybiegam z mieszkanie. Pieszo pokonuje
klatkę schodową i już jestem na dworze. Biegnę przez park. A co jeśli mnie ktoś
napadnie? Mam to gdzieś. Jestem w takim nastroju, że sama z pewnością
zgwałciłabym napastnika. Powietrze jest zimne, wręcz kuje mnie w płuca. Jeszcze
tylko kilka ulic. Trzy… Dwie… Jedna… Znajduję się pod zielonym blokiem. Stoję
przed drzwiami. Zamknięte. Hasło? Zaczynam się nad tym zastanawiać. Zawsze
byłam cienka z matmy. W końcu, po przemyśleniu mojego życia od narodzin, aż do
tej chwili wbijam sześciocyfrowy kod. Drzwi się otwierają. Wbiegam do windy.
Wciskam przycisk z numerem 8 i czekam. Wybiegam na korytarz i walę z całej siły
w jedne z drzwi. Nic. Jeszcze raz i jeszcze. Sąsiedzi pewnie pomyślą, że jestem
jakaś psychiczna ale… W końcu otwiera mi zdziwiony Winiarski.
- Tak? – Pyta przecierając oczy. Wciskam mu klucze od
mieszkania w rękę.
- Macie z Majką do pogadania. Teraz. – Kładę nacisk na
ostatnie słowo. Michał daje mi znak, że rozumie i pośpiesznie narzuca kurtkę na
plecy. A ja? Wdzięczna losowi wygodnie układam się na sofie. W końcu się
wyśpię.
Michał wpadł do
mieszkania dziewczyn jak burza. Rozejrzał się dookoła i wszedł do pokoju Majki.
Był w szoku. Dziewczyna kuliła się na łóżku i cała się trzęsła. Zerwała się na
równe nogi, kiedy go zobaczyła.
- Co ty tu robisz? – Wycedziła przez zęby. Wzruszył
niewinnie ramionami. – Nina… - Fuchnęła wściekła.
- Majka, co się dzieje? Dlaczego tak szybko nas skreśliłaś?
– Niebieskooka opadła na łóżko, usiadł obok niej. – Wiesz, że mi na tobie
zależy. – Ujął jej dłoń.
- Michał… Ale ty o czymś nie wiesz. Ja się boję. Nie chcę… -
Zaczęła się jąkać.
- Czego nie wiem? – Ściszył głos i objął ją ramieniem. Nie
broniła się, nie miała siły.
- Miałam kiedyś chłopaka… A on? – Wzięła głęboki wdech. – A
on mnie zgwałcił. – Wtuliła się w jego ramię.
- Ciii… - Wyszeptał brunet i zamknął ją w szczelnym uścisku.
Hej wszystkim! Jak zawsze z poślizgiem, jak zawsze
spóźnione. Ale jest! Nowy! A następny już niedługo. :) Obiecamy nadrobić nieobecności!
:D A poza tym! Skra awansowała do finału!
Trzymamy kciuki za naszych! :D
Skrzaty łączmy się ! :D :D :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz